sobota, 19 listopada 2016

12 - Noc Duchów



Z czasem robiło się coraz zimniej. Liście zaczęły żółknąć i opadać, tworząc na oszronionej trawie kolorową mozaikę. Deszcz również coraz częściej odwiedzał Hogwart, niemiłosiernie stukając o szyby, wprowadzając wszystkich w dość senny nastrój. Pani Pomfrey codziennie przyjmowała w Skrzydle Szpitalnym uczniów, którzy wpadli w jesienno - zimową zmorę, czyli przeziębienie. Już nikt nie przesiadywał nad jeziorem, drażniąc Wielką Kałamarnicę, wszyscy chowali się w zamku, chłonąc ciepło od rozpalonych kominków. Kiedy nadszedł koniec października i nie dało się przeżyć bez puchowej bluzy, jednym elementem,w którym uczniowie widzieli swoją przyszłość, była uczta z okazji Halloween. 
Sophie, w której domu raczej nigdy nie obchodziło się tej uroczystości, była przepełniona ciekawością i podekscytowaniem, jak będzie to wyglądało tutaj w Hogwarcie. Podobno zazwyczaj ucztę umilały duchy, ale w tym roku podobno miały własną imprezę gdzieś w lochach z powodu rocznicy czegoś tam. Prawdopodobnie śmierci, czy innej niewesołej uroczystości, bo świętowanie przez nich urodzin byłoby raczej dziwne.
W dzień uczty nauczyciele nieco odpuścili na lekcjach i tematy były całkiem luźne i przyjemne. Profesor McGonagall i profesor Snape oczywiście wyłamali się z tej dobroci i zrobili niezapowiedzianą kartkówkę z całego materiału przerobionego przez ostatnie dwa miesiące.
Sophie do końca lekcji nie mogła przestać analizować swoich odpowiedzi, pewna, że zrobiła błąd w zadaniu piątym z transmutacji.
Kiedy zakończyła się ostatnia lekcja, cała szkoła przystrojona była dyniami, sztucznymi nietoperzami i pajęczynami. Całe lochy były oblane sztuczną krwią, a w Sali Wejściowej do ścian przybite był zawieszone na łańcuchach szkielety.
Sophie miała nadzieję, że jak będą wracali z uczty w zamku będzie w miarę jasno, bo podejrzewała, że dostanie zawału, widząc takie trupy w ciemnościach.
- Jasne Soph, jak zwykle się wszystkiego boisz. Niedługo będziesz mdlała na widok własnego cienia - zakpiła, kiedy chodziły do Wielkiej Sali.
Sophie chciała odpowiedzieć już na zaczepkę przyjaciółki, ale przeszkodziła jej idąc obok Luna.
- Myślę, że w Soph zagnieździły się Metumus Pilorumo, inaczej Strachajki włochate. Sprawiają, że człowiek traci całą swoją odwagę i zamienia się w tchórza - powiedziała Luna. - Tatuś ostatnio napisał w Żonglerze, że do wypędzenia ich...
- Prędzej uwierzę, że jakiś tchórz ze Slytherinu podszywa się pod Soph niż w te całe strajki włochate. Sophie, jesteś zakamuflowanym Ślizgonem?
Sophie wpatrywała się niedowierzająco we współlokatorki, zastanawiając się, czy odpowiedź nie odbije się jeszcze bardziej na ich teoriach spiskowych.
Dopiero, kiedy usiadły przy stole, a dziewczyny nadal wymieniały coraz bardziej nieprawdopodobne wymysły, postanowiła się wtrącić.
- Dobrze się czujecie? Do dziwnych wierzeń Luny się przyzwyczaiłam, ale ty Amy zdecydowanie zachowujesz się jak nie ty. Może jakiś Puchon się pod ciebie podszywa, co?
- Ja? Nie prawda! - twarz Amy przybrała kolory dorodnego pomidora.
Luna i Amy roześmiały się na ten widok. 


Gdy już wszyscy uczniowie i nauczyciele przybyli do Wielkiej Sali, puste talerze i półmiski wypełniły się przeróżnymi, najczęściej słodkimi, potrawami. Wszystko wyglądało tak smacznie, że Sophie nie wiedziała, za co się zabrać.
Duchy zastąpił Irytek, który szybko zwinął się z imprezy duchów (Sophie podejrzewała, że mieli go tam dość), żeby zdenerwować jak największą ilość ludzi. Szczególnie, że w Wielkiej Sali nie było Krwawego Barona, który jako jedyny potrafił ostudzić Poltergeista. W ten sposób, co chwila któraś z dziewczyn krzyczała, kiedy duch pociągnął ją za włosy, a chłopcy krzyczeli, kiedy Irytek ciągnął ich krzesła do tyłu i puszczał, by upadły, wraz z uczniami na nich siedzącymi, na ziemię. Dopiero, kiedy jeden z bliźniaków Weasley (Sophie nigdy nie potrafiła rozróżnić, który to który), rzucił w Poltergeista jakąś klątwą, ten opuścił salę, obrzucając wszystkich miętówkami i śmiejąc się jak opętany, co raczej było skutkiem zaklęcia.
Po godzinie uczty, kiedy Krukonka miała zamiar nałożyć na talerz smakowicie wyglądającą kremówkę, Amy szturchnęła ją widelcem w ramię. Sophie już chciała powiedzieć "ała", chociaż oczywiście wcale to ukłucie nie bolało, ale przyjaciółka ją uprzedziła.
- Patrz, Weasley wychodzi.
Rzeczywiście, Ginny wstała i niezauważona przez nikogo wymknęła się z sali. Dziewczynki spojrzały się na siebie porozumiewawczo. Amelia skuliła się, złapała za brzuch i jęknęła.
- Niedobrze mi - powiedziała cicho, ale na tyle wyraźnie, by usłyszał ją prefekt siedzący kilka miejsc dalej.
- Lepiej idź już się położyć. Pewnie się przejadłaś - uśmiechnął się zmartwiony. - Sophie, odprowadziłabyś ją do dormitorium?
- Jasne, chodź Amy.
Wyszły z sali, ledwo powstrzymując śmiech. Kiedy znalazły się już na pierwszym piętrze gdzie przed chwilą zniknęła Ginny, parsknęły cicho śmiechem, żeby nie spłoszyć Gryfonki. Przez chwilę stały tak na opustoszałym, chłodnym korytarzu, próbując opanować i stłumić śmiech. Staruszek przyglądający się im z portretu, pogroził im żartobliwie palcem.
- Dobra, chodź, bo nam Ginny zniknie - poleciła Amelia.
Wyłoniły się ostrożnie zza zakrętu, ale nikogo tam nie było. Prócz wielkiej kałuży pokrywającej pół korytarza, która sięgała aż następnego zakrętu i prawdopodobnie miała swoje źródło w zamkniętej łazience, której odwiedzenie było wątpliwą przyjemnością przez zmienne humory jej pokręconej lokatorki.
- O nie... - jęknęła Sophie. - Jęcząca Marta znowu wpadła w szal... dyrektor Dumbledore powinien zabronić jej takiego okazywania emocji.
- Idziemy do niej? Założę się, że na tym przyjęciu u duchów coś się stało.
- Po co ty chcesz z nią w ogóle rozmawiać? Przecież ona płacze, płacze i... płacze. Jak tylko się do niej odezwiemy, to zanurkuje w muszli i nas ochlapie.
Wchodzenie do łazienki Jęczącej Marty było tak bezpiecznie, jak drażnienie śpiącego smoka patykiem. Na dodatek, groziło całkowitym przemoczeniem, a Sophie nie chciała zmoczyć butów bo były to jej jedyne kozaki, które po namoczeniu będą schły cały tydzień, a nawet i dłużej w takiej wilgoci i temperaturze, jaka panuje w zamku. Na dodatek rodzice nigdy nie potrafili dobrać dobrych butów, więc na zamienne buty nie mogła liczyć.
- Przez tę szopkę ze złym samopoczuciem i śmiech straciłyśmy dobre kilka minut. W życiu się nie dowiemy, gdzie zniknęła Weasley, a mi nie chce się jeszcze wracać do dormitorium. 
Chcąc nie chcąc, Sophie poszła za nią czując się, jakby za ścianą miały czekać na nie największe okropności. 
Nagle przez gobelin przedstawiający orła, lwa, węża i borsuka przeniknęła zanosząca się płaczem Marta. Kiedy dostrzegła dziewczynki, zatrzymała się. Sophie była pewna, że uznała je za swoje ofiary i ma zamiar właśnie przed nimi wyżalić się i wykrzyczeć wszystko, co jej na duszy (czy duchy w ogóle mają duszę?) leżało.
- T-to znowu się dzieje - zaszlochała. - On był takim miłym chłopcem, wiecie... zawsze uprzejmy i miły. Wszyscy go znali i szanowali. I on znów to robi! - wrzasnęła nagle, a jej nastrój zmienił się z histerii we wściekłość. - Znowu ktoś umrze! Ale to nie będę ja - zachichotała. - On już mnie raz zabił! I te jego... oczy. Wystrzegajcie się żółtych oczu... one niosą śmierć - tym razem była całkiem poważna i spokojna. - I jedynie on może je kontrolować. Ale teraz ma zabaweczkę. Taka słodka, taka biedna... Ale to ja jako pierwsza ucierpiałam! Jest głupia, tak bardzo głupia... To jego wina! Nie wybaczę mu! - rozpłakała się i z krzykiem wniknęła w podłodze. Jej płacz jeszcze przez chwilę rozbrzmiewał w rurach.
Sophie i Amy stały osłupiałe, nie wiedząc co zrobić i powiedzieć. To nie było normalne. W jednej wypowiedzi Marta zawarła tyle głęboko skrywanych tajemnic, o których nie można było przeczytać w Historii Hogwartu.
- C-co... - wyjąkała Sophie.
- Ktoś zabił Martę, ale to było przecież jakieś pięćdziesiąt lat temu! Może teraz jej się nagle przypomniało - powiedziała Amelia, drżącym z emocji głosem.
- Wracajmy do dormitorium. To nie jest... - Sophie zacięła się na chwilę. - Pająki - dokończyła piskliwym głosem.
Rzeczywiście. Wszerz podłogi, gęsiego, szły pająki wielkości srebrnego sykla. Włochate, czarne i okropne. Wspinały się przez ścianę i wychodziły przez okno w niebywałym zgraniu i pospiechu.
- Zupełnie jakby się czego bały - zauważyła Amy.
Amelia nieco zbladła i podobnie jak Sophie odsunęła się o krok od tego niecodziennego zjawiska.
Sophie w przypływie zdecydowania, pociągnęła przyjaciółkę i przeskoczyła nad pająkami, wzdrygając się ze strachu zmieszanego z obrzydzeniem.
Za zakrętem, gdzie miały zamiar przejść przez gobelin prowadzący na wyższe piętro, stało troje uczniów. Sophie znała ich z widzenia i opowieści uczniów. W przypadku Harry'ego Pottera jeszcze z opowiadań rodziców. "Złota Trójca", jak ich żartobliwie nazywali Ślizgoni i niektórzy Krukoni była wyraźnie na czymś skupiona. Sophie ostrożnie zbliżyła się do nich i głośno wciągnęła powietrze. 
Na ścianie wisiała na ogonie kotka woźnego - Pani Norris. Zastygła w takiej pozycji, że wydawała się być skamieniała.
- To petryfikacja, czytałam o tym w jednej z książek z domowej biblioteki! - wykrzyknęła Amelia, zwracając na siebie spojrzenia trójki Gryfonów.
Sophie raczej skupiła się na krwawym, przerażającym napisie na ścianie, który był zdecydowanie bardziej niepokojący.

KOMNATA TAJEMNIC ZOSTAŁA OTWARTA. STRZEŻCIE SIĘ WROGOWIE DZIEDZICA.

Amelia również go spostrzegła, ale jej reakcja była zgoła inna. Była zszokowana, ale wydawała się, w przeciwieństwie do Sophie, wszystko rozumieć.
- Moja kotka! 
Zza zakrętu wyszedł Filch, który od razu spostrzegł swoją ulubienicę przyszpiloną do kamiennej ściany.
- Potter! Zabiłeś ją! To twoja wina! - wrzeszczał, opętany szałem i żalem po stracie ulubionego zwierzęcia.
Wyglądał jakby miał w każdej chwili rzucić się na skonfundowanego Harry'ego, ale powstrzymał go tłum świadków, którzy właśnie wracali z kolacji. 
Przed szereg wystąpił Draco Malfoy i uśmiechnął się szyderczo.
- Komnata Tajemnic została otwarta, strzeżcie się wrogowie dziedzica... Ty będziesz następna szlamo!
Wszyscy byli tak oszołomieni, że nikt nie zwrócił uwagi na przezwisko. Amelia uśmiechnęła się z pobłażaniem, jakby ta cała sytuacja nie miała dla niej większego znaczenia, ale szybko ten uśmiech znikął z twarzy zastąpiony niepokojem i smutkiem.
- Co jest Amy? - zapytał Sophie na tyle cicho, by nikt oprócz Amelii jej nie usłyszał.
- To już się kiedyś wydarzyło - odparła równie cicho. - Pięćdziesiąt lat temu zginęła mugolaczka, a...
Przerwało jej nagłe nadejście grona pedagogicznego z dyrektorem na czela. Sophie jeszcze nigdy nie widziała Albusa Dumbledore'a tak bardzo wytrąconego z równowagii.
- Dyrektorze! To Potter, on zabił... - woźnemu załamał się głos.
- Argusie!- przerwał dyrektor. - Twoja kotka nie jest martwa, a spetryfikowana. 
- Och tak, tak! - wtrącił się nagle Gilderoy Lockhart, błyskając swoim idealnym uśmiechem. - Od razu o tym wiedziałem, to oczywiste!
Wzrok Snape'a i McGonagall w tej chwili, gdyby mógł zabijać, profesor obrony leżałby martwy na ziemi.
- Wiadomo mi, że profesor Sprout hoduje w szklarni Mandragory - Dumbledore posłał nauczycielce zielarstwa ciepły uśmiech. - Kiedy dojrzeją, sporządzimy eliksir, który odczaruje Panią Norris.
- Ale to Potter to zrobił! Musi zostać ukarany - krzyczał Filch.
- Och, Argusie - odezwał się Snape swoim ociekającym jadem głosem - może pan Potter znalazł się po prostu w niewłaściwy miejscu o niewłaściwym czasie. Chociaż nie zauważyłem go dzisiaj na uczcie.
- Ja... nie bylem głodny - wybąkał niezbyt przekonująco.
- Pan Potter nie byłby w stanie spetryfikować nawet muszki owocowej, to zbyt potężna czarna magia.  - odpowiedziała profesor McGonagall. - Proszę prefektów o odprowadzenie uczniów do Pokojów Wspólnych! Wszyscy mają przebywać w swoich dormitoriach do jutra. 
Sophie wmieszała się szybko w tłum Krukonów zadowolona, że nikt nie zwrócił na nie większej uwagi i wszyscy zajęli się Potterem, Weasleyem i Granger. Wolała nie być wmieszana w tak niepokojące sprawy.
Dlatego, kiedy tylko weszła do sypialni, rzuciła się na łóżko i zaciągnęła zasłony. Wolała samotnie wszystko przemyśleć i nie zagłębiać się w rozmowę z Amy i Luną, która prawdopodobnie wszystko zwaliłaby na ględatki czy inne chrapaki. Na dodatek Amelia... Skoro petryfikacja była według dyrektora zaawansowanym elementem czarnej magii, Amy nie powinna nawet o tym słyszeć, a co dopiero po jednym spojrzeniu móc stwierdzić, że to właśnie to spotkało kotkę! Sophie starała zrzucić wszystko na pochodzenie Amelii, ale nikt normalny nie zareagowały tak spokojnie na wieść o otwarciu Komnaty.
I kto mógł ją otworzyć? Na pewno nie nauczyciel, ale żaden uczeń nie był w stanie zrobić tego pięćdziesiąt lat temu. Nikt nie byłby przecież aż tak głupi, żeby kontynuować dzieło swoich przodków, taką przynajmniej miała nadzieję.
Jedenastolatka przewróciła się na drugi bok i westchnęła zrezygnowana. Nie miała pojęcia czym właściwie była Komnata, więc myślenie nad tym kto ją otworzył było bezsensowne, skoro nie miała nawet motywu. Ale ktoś musiał coś wiedzieć, ktoś kto mieszkał w Hogwarcie wtedy, kiedy stało się to pierwszy raz.
- Dziadkowie! - wyszeptała podekscytowana, w ostatniej chwili przypominając sobie, że krzykiem może obudzić koleżanki.
Postanowiła, że o wszystko wypyta ich, kiedy pojedzie do nich na święta.
Dzięki nowemu celowi temat Komnaty odleciał od niej na kilka chwil, ale kiedy tylko położyła się spać, powrócił ze zdwojoną siłą. W ten sposób dopiero około dwunastej zdołała zasnąć niespokojnym snem.
Śniły jej się kremówki, żółte oczy wielkości talerzy, ogromne pająki oraz martwe koguty obdarte z piór.

~*~

Ciężko mi się piało ten rozdział, a też nie wyszedł najlepiej :/
Nie jestem z niego zadowolona, a przecież jest jednym z ważniejszych.
Głupia sprawa.
Dedyk dla Sonii :*






2 komentarze:

  1. No nie no, jak dla mnie jest spk. Trochę za dużo powtórzeń i pojawił ci się błąd logiczny: "- Ja? Nie prawda! - twarz Amy przybrała kolory dorodnego pomidora.
    Luna i Amy roześmiały się na ten widok. " Zamiast Amy chyba powinna być Sophie :P
    No, ale nwm co ci się nie podoba. Jest bardzo dobrze, dałaś mi przez przypadek mniejszy pomysł, toteż jestem ci wdzięczna. Ciekawi mnie, czy dziewczynki odkryją sekret Ginny, hm.... W sumie to byłoby dość zabawne gdyby na hurra wylądowały w Komnacie XDD O Jezu tak, wpakujmy do tej Komnaty każdego kogo się da,bo ty wiesz o co chodzi :P
    W każdym razie ja bardzo dziękuję za dedyk i czekam na więcej <3
    NMBZT!
    Sonia <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W Komnacie nie będą, ale Dziennik tutaj odegra ważną rolę xD

      Usuń