sobota, 26 listopada 2016

13 - Szlama



- Co tu tak śmierdzi? - rozległ się pełen wyższości głos Draco Malfoya. - No tak, przeszła szlamowata Granger. - Jego świta roześmiała się, jak na komendę. 
Sophie słysząc to wyjątkowo chamskie przezwisko, zachłysnęła się z oburzenia. Tylko najgorsi czarodzieje używali takich słów wobec innych. Reakcje innych były podobne, a Rona Weasleya musiał przytrzymać Harry, żeby ten nie rzucił się na Ślizgona z pięściami. 
- Odwal się Malfoy! - powiedział Harry.
- Standard - szepnęła Amelia. - Teraz będą się chwilę wyzywać i Draco odejdzie napuszony jak paw. Żałosne, Takie publiczne i ordynarne pokazywanie swoich poglądów nie przystoi arystokracie z takiego rodu...
Sophie ledwie zwróciła uwagę na wywód Amy, wiedząc z doświadczenia, że będzie on długi i pełen pogardy dla osób pokroju Malfoya.
Takie przezwiska dotykały również Sophie, nie widziała, czy jej rodzice nie byli przypadkiem czarodziejami mugolskiego pochodzenia. Może dwadzieścia lat temu, kiedy zapewne chodzili do Hogwartu również byli wyzywani przez przodków Draco? Kto dał im w ogóle prawo, do obrażania ludzi tylko dlatego, że ich rodzice byli niemagiczni? Skąd pomysł, że krew może mieć w sobie szlam? I dlaczego akurat magiczni Brytyjczycy tak przeciwni rasizmowi i ksenofobii w poprzednich dziesięcioleciach, sami nie widzieli, że niewiele różnią się od mugoli z okresu II Wojny Światowej?
- Co Weasley? Wdałeś się w resztę rodziny i też brudzisz swoją krew wszystkim, co tylko możliwe? Bieda ci nie wystarcza? Musisz jeszcze być zdrajcą?
- Odczep się od jego rodziny, Malfoy! - Hermiona już opanowała się po przezwisku. - To, że twój ojciec ma pieniądze, nie znaczy, że możesz obrażać innych!
Malfoy zrobił zdziwioną minę i rozejrzał się lekko wytrącony z równowagi.
- Słyszeliście coś? - chłopak zwrócił się do reszty Ślizgonów.
Zgodnie zaprzeczyli i roześmiali się drwiąco, co wywołało po raz kolejny zakłopotanie u Hermiony.
To było okrutne. Typowe znęcanie się psychiczne, zupełnie jak...
- Jak mugole - skomentowała Amelia.
Powiedziała to tak głośno, że usłyszeli ją wszyscy i zwrócili na nią uwagę.
- Twoje zainteresowanie tą szlamą jest niepokojące Draco - roześmiała się cicho. - No wiesz, od nienawiści do miłości podobno jest jeden krok. To wygląda jak zwykłe szczeniackie zadurzenie. Gdyby twój ojciec to widział, nie byłby zadowolony - uśmiechnęła się wrednie.
- Ty...
- Co? Szlamo? To chciałeś powiedzieć? Przypomnieć ci moje nazwisko, Draco? Jestem czystej krwi, tak samo jak ty. I też należę do arystokracji, nie zapominaj o tym.
Ślizgoni szybko się ulotnili. Sophie starała się zrozumieć, co się przed chwilą stało. Amy nie była wojownicza, nigdy się z nikim nie kłóciła, a tutaj nagle zjechała Malfoya? Nie pasowało to do jej spokojnego wizerunku, ale było naprawdę zaskakujące i dobre.
Tymczasem Amelia podeszła do Hermiony i jej przyjaciół. Uczniowie widząc, że to koniec widowiska rozeszli się i korytarz stał się prawie całkiem pusty.
- Wybacz, Hermiono, musiałam tak cię nazwać. Szlama to idiotyczne przezwisko. Nie znoszę takiej przemocy i tego obnoszeni się rasistowską ideologią. To pasuje do niewychowanych bachorów, które myślą, że są lepsze, a nie do arystokratów. Co oczywiście nie zmienia tego, że Malfoy to straszny burak.
Hermiona roześmiała się cicho.
- Dzięki... - spojrzała się pytająco.
- Amy. Jesteśmy na pierwszym roku - wskazała na Sophie.
Sophie uśmiechnęła się do Hermiony przyjaźnie. Współczuła jej. Malfoy przyczepił się głównie do niej,  jakby tylko ona była mugolaczką. 
- My się już znamy, siedziałyśmy razem w przedziale, kiedy jechałyśmy do szkoły - powiedziała Krukonka
- Dziękuję Amy - powtórzyła Hermiona. - Nie musiałaś...
- Musiała - wtrąciła się Sophie. - To okropne! Nie rozumiem, dlaczego nauczyciele jeszcze nie utemperowali Malfoya. Kiedy chodziłam do podstawówki i starsi chłopcy zaczęli się znęcać nad młodszymi dziećmi, dyrekcja od razu zareagowała!
- Jesteś mugolaczką? - zdziwiła się Hermiona.
Sophie przez chwilę milczała, nie wiedząc co odpowiedzieć. Takie pytania zawsze wprawiały ją w zakłopotanie, bo jej Krukonska natura sprawiała, że jedenastolatka nie przepadała za mówieniem o rzeczach, o których nie ma pojęcia.
- Nie sądzę. Moi biologiczni rodzice byli czarodziejami, ale nie wiem jaki był ich status krwi. Zostałam adoptowana przez moich najprawdziwszych rodziców, kiedy byłam mała.
- Wow... ale szczęście - zachwycił się Ron. - Tata mówił, że mniej niż dwa procent czarodziejów po adopcji trafia do magicznych rodzin.

Lekcja zaklęć jak zwykle przebiegała spokojnie. Profesor opowiadał im oz zaklęciu otwierającym zamki, które Sophie i Amy już opanowały. Kiedy jest się Krukonem, trzeba wychodzić przed szereg, jeśli chodzi o naukę. Już w pierwszych dniach nauki okazało się, że wiedza i umiejętności są w Ravenclawie na pierwszym miejscu i każdy chce być najlepszy. Wśród pierwszorocznych nie było to jeszcze tak bardzo widoczne, ale piąto i siódmoklasiści strasznie ścigali się, kto opanował większą część materiału i zdobył więcej punktów dla domu. Każdy chciał jak najlepiej zdać egzaminy.
- Panie profesorze - kiedy Flitwick na chwilę przestał, rękę podniosła jedna z Puchonek, chyba Charlotte.
- Tak, panno Sammer?
- Czy mógłby pan opowiedzieć nam coś o Komnacie Tajemnic?
Wszyscy zamarli, w oczekiwaniu na odpowiedź profesora. Profesor musiał coś wiedzieć.
- No dobrze - przystał niechętnie. - Jak wiecie, Hogwart założyło czworo czarodziejów - Rovena Ravenclaw, Salazar Slytherin, Godryk Gryffindor oraz Helga Hufflepuff. Każdy z nich cenił inne cechy, ale przez wiele lat żyli w przyjaźni. Później jednak pokłócili się, gdyż ich charaktery na starość dały o sobie znać, a Slytherin zmęczony ciągłymi niesnaskami opuścił Hogwart, ktory zaczął odbiegać od jego wizji idealnej szkoły magii. Legenda głosi, że wybudował on komnatę, którą może otworzyć tylko on sam. Podobno czai się w niej straszliwa groza, która jest śmiertelna dla wrogów Slytherina, prawdopodobnie osób mugolskiego pochodzenia, gdyż Salazar był zwolennikiem ideologi czystości krwi. Ale to oczywiście jedynie legenda. Wielu czarodziejów szukało owej komnaty i nikt nigdy jej nie znalazł. Nawet sam profesor Dumbledore, a to definitywnie świadczy o tym, że Komnata Tajemnic nie istnieje - zakończył dobitnie.
- Ale panie profesorze, przecież na ścianie pisało, że została ponownie otwarta - zauważył Mike.
- Tak, panie Aliot, ale nie powinniście się tym przejmować. Komnata Tajemnic jest zwyczajną legendą, która przez pewne wydarzenia została bardzo podkoloryzowana. A teraz wracajmy do zaklęcia otwierającego zamki, przyda wam się wżyciu o wiele bardziej niż historia, którą dorośli straszą małe dzieci.

Kiedy po zajęciach, Sophie odrabiała spokojnie pracę domową z zaklęć, na krzesło naprzeciwko opadła Amy i zdecydowanie ten spokój zakłóciła
- Nie ma! Ani jednego egzemplarza Historii Hogwartu nie ma bibliotece szkolnej! Od wczoraj zdążyli wypożyczyć wszystkie, a tam na pewno pisało o wiele więcej! Flitwick opowiedział nam pewnie tylko skrawek historii!
- Piszę wypracowanie - mruknęła Sophie.
Nakreśliła na pergaminie kilka kolejnych zdań i potraktowała go prostym zaklęciem, który pokazał, że brakuje jej jeszcze dwustu słów do dwóch tysięcy, których wymagał profesor Flitwick.
- Nie no, ja tu zaraz popełnię samobójstwo - jęknęła.
Może gdyby napisała dwa razy ten sam akapit, profesor by się nie zorientował i zaliczył jej pracę? Nie... sama by to prędzej czy później zdradziła, bo nigdy nie potrafiła dobrze kłamać.
- Zrobiłaś już zadanie z zaklęć? - zapytała Sophie, po części po to, by zająć Amelię czymś innym niż Komnatą Tajemnic oraz po to, by ściągnąć trochę z jej wypracowania.
- Nie... jutro je zrobię. Przecież się nie pali.
Sophie wróciła do wertowania opasłej Księgi Zaklęć Stopień Pierwszy, a Amy najwyraźniej znudziła ta jednostronna rozmowa i z ostentacyjnym prychnięciem udała się do dormitorium.
Jej miejsce zajął wiecznie uśmiechnięty Mike. Przez chwilę przyglądał się jej pracy w milczeniu, po czym machnął różdżką i po chwili na stole wylądował złożony na cztery pergamin.
- Strasznie się z tym męczysz. To moje wypracowanie, możesz skorzystać, jeśli chcesz.
- Naprawdę!?
Oczy Sophie zabłyszczały z radości i ulgi. Nie ważne, jak dobrze szła jej część praktyczna zaklęć. Teorii po prostu nie potrafiła wyłożyć w więcej niż pięciu zdaniach. Jedynymi wyjątkami od tej reguły były transmutacja, zielarstwo i eliksiry, które uwielbiała.
Zdecydowanie ją przybiło po przeczytaniu pracy Mike'a. Mogło tam być jakieś piec tysięcy słów! Za taką pracę powinien dostać ze dwadzieścia punktów. Tego, co w niej było, na pewno nie można było znaleźć w podręczniku.
- S-skąd tyle... - wyjąkała.
- Uwielbiam zaklęcia - odpowiedział wesoło. - No i moja mama jest niewymowną. Nie mam pojęcia, na czym właściwie polega jej praca w Departamencie Tajemnic, ale żeby się tam dostać trzeba mieć Wybitny na Owutemach z zaklęć. Jeszcze przed Hogwartem nauczyła mnie masy przydatnych rzeczy. To jak, przyda się praca?
- Nawet nie wiesz jak bardzo! Dzięki!
Z pomocą Mike'a skończyła pracę w kilka minut, przytuliła kolegę, jeszcze raz gorąco mu dziękując i poszła do dormitorium. Gdyby nie on skończyłaby chyba za godzinę.
Sophie zaczęła się trochę obawiać, że Amy się na nią obraziła przez to, że Krukonka nie zwracała na nią uwagi, kiedy ta jej prawdopodobnie potrzebowała.
- Nie ma za co! - dobiegł ją jeszcze nieco zawstydzony głos kolegi.
Sophie nie mogła pozbyć się uśmiechu, który niechciany wpełzł jej na twarz.

Amelia siedziała na swoim łóżku i bawiła się zapieczętowaną kopertą. Burza rudych włosów przysłaniała jej twarz.
Na wosku na kopercie odciśnięty był herb jej rodziny, który przedstawiał dwugłowego węża oplecionego różą. A przynajmniej to widziała tam Sophie. Mogło tam być równie dobrze drzewo z kolcami, bo znak odbił się bardzo niewyraźnie i jego postrzeganie zależało głównie od wyobraźni.
- Nie chcę tego otwierać - powiedziała cicho Amy. - Mama zawsze ma jakieś pretensje do mnie i do Marty'ego.
- Przecież jej tu nie ma, czytaj.
Amy z miną męczennika złamała pieczęć i zaczęła czytać list.

- Pisze, że przyniosłam jej wstyd tak wcześnie dostając szlaban... że to żałosne i Krukonka, a w szczególności arystokratka, nie powinna się tak zachowywać. Uważa, że ojciec nie byłby ze mnie dumny i że z takimi wynikami nie zostanę prefektem, jak ona i tata. No i jeszcze napisała, że mam nie kłócić się z Draco, nawet jeśli zachowuje się jak ostatni kretyn i mugol, bo jego ojciec ma bardzo duże wpływy i bla, bla, bla. Jak zwykle wszystko sprowadza się do Gry.
- Jakiej Gry? - zaciekawiła się.
- Chodzi o sojusze, pozycję i krew powiedziała po krótkiej chwili Amelia. - Wszystko sprowadza się do tych trzech rzeczy. Gra to zdobywanie sojuszników, łączenie rodzin i wybijanie się coraz wyżej w arystokratycznym światku. Tak naprawdę wszyscy z naszych, to jest czystokrwistych, kręgów żyją Grą. To dość skomplikowane, ale to właściwie całe moje życie. Można to porównać z grą w szachy. Dzieci to pionki, moim losem kierują rodzice. Kiedy już dorosnę, będę więżą i jeśli popiszę się silnym charakterem, mogę awansować. Królem będzie oczywiście mój brat, jako głowa rodziny, kiedy już skończy siedemnaście lat. Pod figury można przypisać też rody, ale nie będę cię ty zamęczać. To wszystko jest nienormalne.
Sohie usiadła obok przyjaciółki i objęła ją. Nie rozumiała idei Gry, więc nie mogła o tym porozmawiać z przyjaciółką, ale chciała ją chociaż pocieszyć.
Rodzice Sophie również nie byli zadowoleni z tego, że dostała szlaban już na samym początku roku, ale tata stwierdził, że jeszcze nie było w historii szkoły ucznia bez szlabanu, chociaż Lily Evans była bardzo tego bliska. Podobno kiedy zaczęła spotykać się z Jamesem Potterem, zaczęła wpadać w kłopoty.
Postawa mamy Amelii była naprawdę niesprawiedliwa. Wtedy po prostu się zasiedziały nad zadaniami domowymi i niefortunnie wpadły prosto w łapy woźnego.
- Nie przejmuj się. Jeszcze jej pokażesz, że jesteś świetną uczennicą. Jak przyniesiesz jej świadectwo, czy coś w tym stylu, nie wiem co dają w Hogwarcie, na którym będziesz miała maksymalne wyniki ze wszystkich egzaminów końcowych. Jeszcze się zdziwi.
- Może - powiedziała niezbyt przekonana.
- Na pewno - zapewniła ją,
- Zostawmy to, mojej mamy nie da się zrozumieć. Teraz lepiej mów, jak to możliwe, że tak szybko tu przyszłaś. Wydawało się, jakbyś miała siedzieć nad tą pracą jeszcze z godzinę.
- Mike mi pomógł.
- Aliot? Przecież on nikomu nie pomaga!
Sophie poczuła, że jej policzki stają się nienaturalnie ciepłe. Odwróciła się, żeby Amy przypadkiem nie zobaczyła rumieńców.
- Może miał dość mojego stękania i się zlitował?
- Rumienisz się! - wykrzyknęła roześmiana. - Mike Aliot ci się podoba?
- Nie prawda! Po prostu był miły...
- Soph się zakochała - zaśpiewała dziecięcym głosikiem Amy.
- Jesteś wredna - prychnęła Sophie i przeniosła się na swoje łóżko, udając obrażoną.
- Mam ślizgońską duszę - szepnęła konspiracyjnie.
- To spadaj do lochów, a nie sugerujesz jakieś niestworzone historie!

~*~

Uff, skończyłam xD Znaczy mówiąc dokładniej, to dopisałam kilkadziesiąt zdań w różnych momentach, ale jest w miarę dobrze.

NMBZW!


1 komentarz:

  1. Wooohooo!!
    Ej, bardzo mi się podoba TYLKO ze... Przecinki pogubiłaś, a mówię ci to ja, naczelny nierozpoznawcza przecinków, więc coś jest na rzeczy. Gdy zwracasz się do kogoś na końcu zdania dajesz przecinek czyli "-Idź do domu, Ferita" a nie "-Idź do domu Ferita"
    Ale prócz tego... UHUHUHUHUUHU Amy zaczyna pokazywać jaja!! Awww yeah, dawaj, dziewczyno!!
    Bardzo mnie zainteresowałaś tą Grą. Mam nadzieję, ze jeszcze do niej wrócisz, bo wydaje się być bardzo ciekawym wątkiem *.* Znalazłaś czy wymyśliłaś?? Nie porzucaj jej!!
    Tak, wiem krótko ale cii, przyzwyczaiłaś się, prawda?? :*
    NMBZT!
    Sonia <3

    OdpowiedzUsuń