sobota, 14 stycznia 2017

18 - Ginny Weasley



Sophie z ulgą powitała chwilę, kiedy w końcu mogła iść do swojego pokoju i odciąć się od kuzynów, którzy w tym roku przeszli samych siebie, wyzywając ją od psychopatki i dziwaczki, na co ich mama zareagowała tylko śmiechem. Była wdzięczna mamie i tacie, że stracili cierpliwość i nakrzyczeli na nich, powodując wielkie oburzenie ich rodziców, zanim dziewczynka sama nie wybuchła i nie straciła kontroli nad magią.

Cześć.


Miała nadzieję, że rozmowa z Tomem chociaż trochę ją odstresuje. Nie potrzebowała się wygadać, tylko zająć myśli czymkolwiek innym niż Wigilia.


Spodziewałam się Ciebie wcześniej. Moja poprzednia rozmówczyni pisała co chwilę.


Mam życie poza dziennikiem, przyjaciół i rodzinę. Nie potrzebuję rozmów z zaczarowanym dziennikiem sprzed pięćdziesięciu lat.



A jednak piszesz.



Tak wyszło. To nic osobistego. Potrzebuję zająć czymś myśli. Pamiętasz o co cię prosiłam?



To może być interesujące.



Przez następne dwie godziny uważnie studiowała wszystko, co napisał jej Tom. Zależało jej na jego wiedzy, a on był geniuszem. Potrafił wszystko wytłumaczyć używając do tego kilku krótkich zdań. O większości z tych rzeczy nawet nie słyszała, chociaż rzeczywiście były na poziomie klasy pierwszej i drugiej. Na szczęście w domach czarodziejów mogła używać magii, co zdradził jej przed wyjazdem Alfred, więc wypróbowała kilka zaklęć i z satysfakcją zauważyła, że po kilku próbach jej wychodzi.


Dzięki - napisała po kolejnej udanej próbie. - Przynajmniej będę martwiła się trochę mniej przed egzaminami.


Nie zdążyła przeczytać odpowiedzi, gdyż rozległo się pukanie do pokoju. Szybko schowała dziennik i różdżkę pod poduszkę.

Uśmiechnęła się promiennie widząc dziadka.
- Sophie, jestem naprawdę zawiedziony postawą rodziny mojej żony.
Usiadł obok wnuczki i objął ją ramieniem. Jedenastolatka przytuliła się do dziadka mocno.
- Na prawdę, nie spodziewałem się, że będzie aż tak źle.
- Nic się nie stało - odparła, powstrzymując łzy. Slowa kuzynów naprawdę ją zabolały. - Mam ważniejsze pytanie.
Jej krukońska natura na szczęście poradziła sobie z ogromnymi nerwami przypominając Soph, co chciała wyciągnąć od dziadka przed przerwą świąteczną.
- Ty i wujek William byliście w Hogwarcie pięćdziesiąt lat temu, prawda? - zapytała niewinnie.
Podejrzewała, że dziadek był niewiele starszy od niej, kiedy pierwszy raz otworzono Komnatę.
- Tak... masz na myśli wydarzenia, które rozgrywają się teraz w Hogwarcie?
Sophie zganiła się za niedocenienie byłego Krukona.
Clarence roześmiał się tylko pozbawionym radości śmiechem.
- Byłem wtedy w czwartej klasie. Najpierw potwór dopadł chłopaka. Był mugolakiem z Gryffindoru. Nikt nie wiedział, co się dzieje, Komnata Tajemnic była tylko legendą opowiadaną dzieciom na dobranoc. Nikt się nie spodziewał, że będzie to wyglądało w ten sposób. Zginęła dziewczyna, Sophie. To były straszne czasy, całe Ministerstwo stało na głowie, a ta tragedia... chcieli zamknąć Hogwart. Ale wtedy ten chłopak ze Slytherinu... Tom. Tom Riddle.
Ledwo zdusiła okrzyk zaskoczenia. To stąd wiedział o Bazyliszku!
- Znasz go? - zdziwił się dziadek.
- Nie, oczywiście, że nie - skłamała. - Widziałam jego nazwisko w... Izbie Pamięci.
- Ach, rzeczywiście dostał jakąś wielką nagrodę za całą tę sytuację. Nie znałem go dobrze, był dwa lata wyżej, spotykaliśmy się czasem w Klubie Ślimaka, ale nic więcej. Był strasznie charyzmatyczny, wszyscy Ślizgoni jedli mu z ręki. Złapał chłopaka, który podobno odpowiadał za zabójstwa. Jego potwór uciekł do Zakazanego Lasu, nigdy go nie znaleźli. Ten Gryfon został wydalony z Hogwartu, ale Dumbledore przyjął go jako gajowego.
- Gajowego?!- wykrzyknęła dziewczynka. - Hagrid otworzył Komnatę Tajemnic?
- Nie wiem, Soph. To była dziwna sprawa, samej Komnaty nigdy nie znaleziono. To nadal wygląda na legendę, którą ktoś użył, kiedy zaczęły się ataki, ale nie sądzę, żeby to był Rubeus. Pamiętaj, to dobry człowiek, ale niezbyt inteligentny. W dodatku Gryfon, nie mógłby być legendarnym dziedzicem. Nie angażuj się, Soph. Mimo wszystko nie wiadomo, czy jesteś bezpieczna. Uważaj na siebie.


Dom Weasleyów - Nora, wyglądał jakby trzymał się w pionie tylko dzięki magii. Wyglądał nadzwyczajnie w porównaniu do zwyczajnego, piętrowego domu Sophie ze średniej wielkości ogrodem i kremowymi ścianami. I chociaż niebezpiecznie się przechylał wprawo, wyglądając na bliski zawalenia, Sophie chętnie weszła do środka. Od razu został wyściskana przez panią Weasley, podobnie jak po chwili jej rodzice. Uśmiechnęła się niepewnie do siedzących na kanapie rudowłosych mężczyzn. Byli dość młodzi, więc musieli być najstarszymi z synów państwa Weasley. Sophie nie mogła oderwać wzroku od długowłosego chłopaka, który miał w uszach kolczyki, który wyglądały na kły smoka. Uśmiechnął się do niej, a dziewczynka poczuła, że robi się cała czerwona więc szybko odwróciła wzrok.
- Och, dziękuję Helen! - Molly rozpromieniła się, przyjmując od pani O'Connor strudel. - Zawsze o wszystkim pamiętasz. Chodźcie, w salonie już wszystko przygotowane, Ron został niestety w szkole na święta, naprawdę nie wiem, kiedy on w końcu do nas wróci.

Sophie nie spodziewała się, że ktokolwiek może gotować lepiej od skrzatów w Hogwarcie i jej mamy, ale pani Weasley całkowicie zniszczyła to przekonanie podając niezliczone, rozpływające się w ustach smakołyki. Sophie była tak najedzona, że marzyła tylko o pójściu spać. Kiedy w końcu trafiła pokoju Rona, w którym miała spać cała senność przeszła, gdy przypomniała sobie o rozmowie z dziadkiem.

Tom! 

Coś się stało?

Rozmawiałam z dziadkiem. Skąd wiedziałeś, że to Hagrid otworzył Komnatę?

Więc już wiesz? Szczerze mówiąc, był jedynym, kto trzymał zabójczego stwora w Hogwarcie.

Ale nie mógł otworzyć Komnaty Tylko dziedzic Slytherina może to zrobić.

To prawda, nie otworzył, nigdy by na to nie wpadł. To tuman z IQ niższym niż to jego potwora. 

Wrobiłeś go.

I co z tego? Ataki ustały! Zrobiłem to, co musiałem. Rozumiesz, że Hogwart zostałby zamknięty? Gdyby to się stało... musiałbym wrócić do sierocińca, wszystko nad czym pracowałem latami zostałoby zaprzepaszczone!

Dziewczynka wzdrygnęła się, czując gniew bijący z dziennika. Mimo wszystko, rozumiała Toma. W Hogwarcie znalazł przyjaciół, którzy go cienili, sierociniec nie był bajką, szczególnie dla starszych dzieci.

Rozumiem... W domu dziecka nie miałam źle, ale nie chciałabym tam wrócić. 

Jesteś sierotą?

Moja mama zginęła, nie wiem co z ojcem. Ale, kiedy miałam trzy lata zostałam adoptowana przez rodzinę czarodziejów.

Nagle usłyszała hałas za drzwiami. Odwróciła się w idealnym momencie, by zobaczyć rudowłosą dziewczynkę, szybko znikającą na schodach. I chociaż mogło wydawać się to zwykłą ciekawością, krukoński instynkt podpowiadał Sophie, że Ginny Weasley miała swój powód, by ją podglądać.


Zanim się obejrzała święta minęły w bardzo przyjemnej atmosferze. Sophie szybko odrzuciłą w niepamięć incydent z Wigilii W końcu, kiedy nadszedł nowy rok 1993 i trzeba było wracać do Hogwartu na nowy semestr nauki, dziewczynka z nowym zapałem powróciła do nauki. W rytm zajęć Sophie wkręciła się niesamowicie szybko, głównie dzięki Tomowi, który chętnie pomagał jej wyprzedzić kolegów z Ravenclawu w nauce. Nawet z zaklęć ją podciągnął, chociaż Mike nadal wyprzedzał ją o kilka bardzo dużych kroków.
Na eliksirach profesor Snape cisnął ich jeszcze bardziej niż zwykle, wymagając od nich całkowitego zaangażowania przed egzaminami. Tom zapewniał ją, że te w pierwszej klasie są banalne, jednocześnie ostrzegając ją przed lekkim podejściem. Snape miał ten sam punkt widzenia, za którym nawet Kukoni ledwo nadążali.
Tego dnia przygotowywali miksturę rozcieńczającą eliksiry. Sophie nie spodziewała się, że będą się o niej uczyć, a ty bardziej przygotowywać, ponieważ nie była przewidziana w podstawie, więc teraz w jak największym skupieniu kroiła składniki, mimo że wiele osób już zaczęło tworzyć eliksir. Tak samo, jak ona postępowała siedząca obok Amelia, która każdy eliksir zawsze przyrządzała perfekcyjnie.
Nagły huk sprawił, że Sophie prawie strąciła kociołek. Amelia rzuciła się pod ławkę. Sophie jednak zorientowała się o wiele za późno, co tak naprawdę się dzieje. Okropny ból i swąd spalonej skóry prawie pozbawił ją przytomności. Zanim całkowicie odpłynęła usłyszała wściekły głos profesora.
- Dashner minus pięćdziesiąt! Avery, posprzątaj tutaj! Macie się nie odzywać, dopóki nie wrócę, zrozumiano?

Pani Pomfrey wyleczyła ją kilkoma machnięciami różdżki, narzekając na coraz to niebezpieczniejsze zajęcia i nieodpowiedzialność profesora Snape'a, co mężczyzna zbył prychnięciem.
- Na szczęście to nie było nic poważnego, skarbie - powiedziało ciepło pielęgniarka. - Możesz iść na lekcje, ale masz się oszczędzać, dobrze?
- Oczywiście - odpowiedziała pośpiesznie Sophie i wybiegła ze skrzydła za profesorem, który zdążył już wyjść.
Kiedy wrócili do klasy, okazało się, że Amy zdołała już wszystkim się zająć. Uczniowie też zachowywali się spokojnie, jedynie Andrew Dashner patrzył się spode łba znad swojego roztrzaskanego kociołka na dziwnie usatysfakcjonowaną Amelię. Sophie podejrzewała, że czerwony ślad dłoni na policzku chłopaka mógł być przyczyną ich dziwacznego zachowania.
- Możecie się spakować, na następną lekcję dwie rolki wypracowania na temat eliksiru rozpuszczającego.
Wszyscy w pośpiechu opuścili klasę.
- Nic ci nie jest? - zapytała zatroskana Amelia.
- Pani Pomfrey w życiu by nie nie wypuściła gdyby coś mi było - zapewniła ją Sophie. - To ty tak urządziłaś Andrewa?
Amy zrobiła się całą czerwona i spuściła wzrok.
- Tylko debil wrzuca do takiego eliksiru składniki na oko - odparła, zbaczając nieco z tematu. - Ale mam nadzieję, że zrozumiał, co o czymś takim sądzę.

- Co? - wykrzyknął Alfred, kiedy Krukonki opowiedziały przyjaciołom o incydencie na eliksirach. - Co za debil! Od razu widać, że Puchon - prychnął. - Chociaż pięćdziesiąt punktów to trochę za dużo... Puchoni nie dadzą rady tego odrobić przez dwa miesiące.
- Nie doceniasz ich - powiedziała Sophie.- W ogóle w święta dowiedziałam się kilku ciekawych rzeczy o Komnacie.
Wszyscy od razu ucichli. Sophie opowiedziała im o rozmowie z dziadkiem, pomijając wątek z Hagridem. Mimo wszystko nie chciała psuć wizerunku tego przyjaznego gajowego w oczach przyjaciół. Zresztą Tom i dziadek sami przyznali, że olbrzym nie mógł otworzyć Komnaty.
- Ten cały Riddle... - mruknęła Amelia. - Gdzieś o nim słyszałam.
- Może widziałaś jego nagrodę w Izbie Pamięci? - zaproponowała Sophie.
- Taa, jasne - prychnęła. - Tylko szlaban zmusi mnie, żebym tam poszła. To było dawno, więc ktoś musiał o nim wspomnieć w domu. Szkoda, że do mnie nie napisałaś, poszukałabym czegoś o nim.
Sophie spuściła wzrok z zakłopotaniem. Chciała o wszystkim opowiedzieć im w cztery oczy, ale rzeczywiście napisanie o tym w liście mogłoby być przydatniejsze, ale nic już nie mogli na to poradzić.
- Już wiem! - Matt brutalnie przerwał panującą ciszę. - Nie wiem, jak mogłem o tym zapomnieć - kontynuował z entuzjazmem, przyciągając ich uwagę. - Mieszkam w Little Hangleton. Typowa angielska wieś, nic specjalnego. Ale mamy tam też dwór - Dwór Riddle'ów!
- Mugole? - zdziwiła się Amelia.
- Dziadek mówił, że Tom Riddle był Ślizgonem...
- To jeszcze nic - kontynuował Matt. - Dokładnie pięćdziesiąt lat temu rodzina Riddle'ow została zamordowana w tajemniczych okolicznościach. Wszyscy mówią, że zrobił to ich ogrodnik, Frank Bryce, ale moi rodzice w to nie wierzą. Policja nie miała żadnych dowodów. Zresztą teraz, kiedy wiem o magii, wszystko wydaje się jeszcze bardziej podejrzane. Zero śladów włamania i nieludzkie przyczyny śmierci.
- Może to ten cały Riddle ich zabił? - zaproponował Al.
- No coś ty! - obroniła Ślizgona Sophie. - Był wtedy w Hogwarcie, zresztą miał jakieś szesnaście lat, przecież nie można zabić kogoś w tym wieku!
- Może nie. Ale słyszałem, jak starsi ludzie nadal o tym plotkują. Syn Riddle'ów uciekł kiedyś z jakąś straszną dziwaczką, która mieszkała w starym dworze w lesie z bratem i ojcem. Wrócił kilka miesięcy później zarzekając się, że go zaczarowała. Nie wiem ile z tego jest prawdą, a ile nie, ale ta dziewczyna musiała być czarownicą!
Cała ta historia stawała się coraz bardziej pokręcona. Sophie dobrze wiedziała, że jej wiedza oTomie jest żałośnie mała, ale nigdy nie angażowała się w tą znajomość tak, by dzielić się ze Ślizgonem swoim życiem, nie wymagała tego również od niego. Ale skoro był w sierocińcu, jego rodzicami rzeczywiście mogli być młody Riddle i czarownica z lasu. Ojciec mógł uciec od jego matki nie wiedząc, że ta jest w ciąży... Sophie musiała zapytać Toma o to wszystko, chociaż podejrzewała, że chłopak i tak nie zdradzi jej wiele, a może nawet cała ich teoria opierająca się na zbieżności nazwisk i plotkach będzie nieprawdziwa.

Jednak tego wieczoru Sophie była pewna dwóch rzeczy: po pierwsze, tajemnica rodziny Riddle'ów sięgała bardzo głęboko. Po drugie, Krukonka nie miała jak odkryć, co tak naprawdę wydarzyło się tego dnia w dworze w Little Hangleton i jaki związek ma z tym tajemniczy Ślizgon uczący się w Hogwarcie pięćdziesiąt lat temu. Dziennik Toma Riddle'a zniknął z jej torby, a ona dobrze wiedziała, że sama go z niej nie wyjęła. Wypadek na lekcji eliksirów mógł nie mieć tak oczywistego winowajcy jakim był Andrew Dashner. Tajemniczy złodziej mógł maczać w tym wszystkim palce.

~*~

2000 słów to było wyzwanie, ale się udało, jestem z siebie dumna! No i skończyłam w sobotę, nie spodziewałam się, że dam radę xD
Enjoy!






1 komentarz:

  1. Godzina prawie 21 a ja mam maraton po blogach XD
    Mega mi się podoba ten rozdział i dumna jestem, że zabrał ci on ponad 2000 słów ^^ Choć żałuję, ze nie będzie już rozmów z Tomem, chlip chlip :( To chyba nie będzie spoiler, jeśli nazwę Ginny złodziejką, skoro każdy wie do kogo dziennik należał, prawda? XDD Ech... Wgl wyryryry zjedzmy tych kuzynów Sophie. Wyrwijmy ich dusze i rzućmy ich na pożarcie Bazyliszkowi.... ja nie pogardzę, naprawdę... Nikt tak mojej Soph nie będzie traktował, pfff!!
    Także ja, jak zwykle, czekam na nexta <3
    Weny!
    Sonia <3

    OdpowiedzUsuń