sobota, 18 lutego 2017

21 - Chłopiec z dziennika


    Mecz finałowy niespodziewanie rozgrywał się między Gryfonami, a Puchonami, którzy w widowiskowym stylu pokonali Slytherin, miażdżąc ich punktową przewagę. W ten sposób Ravenclaw spadł na ostatnie miejsce w klasyfikacji Pucharu Quidditcha. Szczęśliwie, w Pucharze Domów nadal byli na prowadzeniu, pokonując Gryffindor stoma punktami.
    Sophie siedziała na trybunach Gryffindoru razem ze znudzoną Amelią, która jasno dała im do zrozumienia, że ma dość meczów Quidditcha do następnego roku szkolnego oraz z podekscytowanymi Mattem i Alem. Szczególnie cieszył się ten drugi, ponieważ mógł kibicować Gryffindorowi nie narażając się przy tym na zawiedziony wzrok starszego brata.
    Wszyscy zawodnicy byli już na miotłach, czekając na kapitanów, którzy właśnie ściskali sobie ręce. Sophie podejrzewała, że raczej je sobie miażdżą, ale profesor Hooch najwyraźniej uważała to za zdrową rywalizację.
    Gdy na boisko wtargnęła profesor McGonagall, Sophie poczuła, że stało się coś złego. Bardzo złego.
    - Mecz został odwołany! - krzyknęła przez wielki, purpurowy megafon. - Wszyscy uczniowie mają niezwłocznie udać się do pokojów wspólnych, gdzie opiekunowie przekażą im dalsze instrukcje!
  Nie zwracała uwagi na protesty graczy oraz uczniów, wyrażających swoje niezadowolenie gwizdami i krzykami. Amy złapała Sophie za przedramię, wyrażając swoje zaniepokojenie bez użycia niepotrzebnych słów. Doskonale ją rozumiała. Tylko jedna rzecz mogła sprawić, że tak ważne wydarzenie, jak finał rozgrywek został odwołany - kolejny atak.
    Mimo niezadowolenia, wszyscy dość szybko opuścili trybuny i ruszyli w stronę zamku. Wiele osób niepochlebnie komentowało całe zajście, ale wszyscy doskonale wiedzieli, że to poważna sprawa. Już po ostatnim ataku na Justyna i Prawie-Bezgłowego Nicka w "Proroku Codziennym" pojawiły się głosy, że Hogwart może zostać zamknięty. Teraz wydawało się to jedynie kwestią czasu. Sophie dopiero zaczynała przygodę ze szkołą, ale już czuła się tutaj jak w domu, nadal pełnym tajemnic i nieznanych miejsc, ale bliskim jej sercu. Tutaj poznała prawdziwych przyjaciół i zdążyła przeżyć wiele przygód. Nie chciała, by jakiś szaleniec nienawidzący ludzi mugolskiego pochodzenia jej to odebrał.

    W pokoju wspólnym jeszcze nigdy nie było naraz tak wielu uczniów. Na szczęście był on na tyle duży, że bez problemu pomieścił wszystkich Krukonów. Profesor Flitwick, opiekun domu, stanął na jednym z biurek na balkonie, aby wszyscy mogli go dobrze widzieć i słyszeć.
    - Doszło do kolejnego, podwójnego ataku - powiedział, potwierdzając przypuszczenia wszystkich. - Głęboko ubolewam nad tym, że jedną z ofiar jest uczennica naszego domu.
    Sophie, podobnie jak kilku innych uczniów, głośno wciągnęła powietrze. Do tej pory ofiarami byli jedynie Gryfoni i Puchoni.
    - Penelopa Clearwater, perfekt z szóstej klasy została spetryfikowana. Wraz z nią Gryfonka, bystra panna Granger. Dyrektor Dumbledore zarządził, że od dzisiaj nie wolno wam opuszczać domów samowolnie. Na lekcje i posiłki odprowadzali będą was nauczyciele. Zostają odwołane wszystkie treningi i wieczorne zajęcia. Po godzinie szóstej wszyscy nauczyciele i prefekci będą patrolować korytarze - po tej godzinie nie wolno wam przebywać poza wieżą.
    - Panie profesorze? - głos zabrała Cho Chang - ich szukająca. - Czy Hogwart zostanie zamknięty?
    Kilka osób poparło pytanie Cho, inni zaprzeczali twierdząc, że przecież szkoła nie może zostać zamknięta przed egzaminami.
    - Niestety, panno Chang, ale obawiam się, że Rada Nadzorcza może zdecydować się na ten krok. Proszę, jeżeli ktoś was wie cokolwiek o tych napaściach, niech mnie o tym poinformuje. Musimy jak najszybciej złapać sprawcę, inaczej...
    Nie musiał kończyć. Wszyscy załapali straszliwy sens jego wypowiedzi. Dojdzie do kolejnego ataku, może jeszcze gorszego od poprzedniego, aż w końcu ktoś zginie tak, jak to się stało pięćdziesiąt lat temu, gdy potwór zabił dziewczynkę. Co najgorsze - była nią Krukonka.

    Następnego dnia podczas śniadania atmosfera była grobowa. Nastroju nie poprawiła nawet sowia poczta - tego dnia sów było tak wiele, że całkowicie przykryły magiczne sklepienie Wielkiej Sali. Wszyscy rodzice zapewne już dowiedzieli się o ataku z pracy albo gazet. Sophie nie była zaskoczona, kiedy Cliodne dostojnie wylądowała na stole, wystawiając nóżkę z przywiązanym do niej listem. Kiedy Soph go odwiązała, sówka sama poczęstowała się jej bekonem i herbatą.

Sophie!

    Dopiero co dowiedziałam się o tym straszliwym incydencie. Od razu postanowiłam wysłać list. Mam nadzieję, że dojdzie w porze śniadania. Twoja sowa chyba wyczula, że będę chciała się z tobą skontaktować, gdyż przyleciała prosto do szpitala. 
    Tata najchętniej zabrałby cię ze szkoły już po ataku na tego biednego chłopca, Justyna, ale przekonałam go, że jesteś rozsądna i na pewno uważasz, szczególnie, że doskonale wiesz, że jesteś zagrożona. Bądź ostrożna, nigdzie nie wychodź sama, szczególnie, że możesz być mugolaczką. Nie wiem, czy ta bestia to wie, ale lepiej dmuchać na zimne. 
    Nie możesz jednak zapomnieć, że za tydzień zaczyna się czerwiec, a co z tym idzie - egzaminy. Jesteś w pierwszej klasie, ale testy końcoworoczne są ważne i trudne, więc powinnaś skupić na nich swoją uwagę. Oczywiście mam nadzieję, że zaczęłaś uczyć się już wcześniej, bo jak wiadomo, nauka na ostatnią chwilę nigdy nie jest dobrym pomysłem.
    Jeszcze raz, uważaj na siebie, skarbie. Nie wiem co bym zrobiła, gdyby coś ci się stało. Trzymaj się blisko Amelii i chłopców. Nie oddalaj się od nauczycieli i zachowaj pełną ostrożność. 

Kocham cię,
Mama

    - Pewnie bardzo się o ciebie boi, prawda? - zapytała Amelia, która dawno skończyła czytać swój znacznie krótszy list. 
    - Napisała, że mam być ostrożna chyba pięć razy. Twoja mama też pewnie się martwi.
    - Właściwie to napisała, że nie mam się czego obawiać, bo z relacji swoich rodziców wie, że pięćdziesiąt lat temu dziedzic atakował tylko osoby mugolskiego pochodzenia. O dziwo, kazała mi dbać o ciebie. Najwyraźniej już się przekonała, co do naszej przyjaźni, chociaż długo jej to zajęło.
    - Nie spodobałam się twojej mamie? - zdziwiła się.
    Amelia nie wspomniała wcześniej o tym i najwyraźniej zdała sobie sprawę z popełnionej gafy, gdyż jej twarz przybrała kolor jej włosów.
    - Noo - mruknęła. - Ale jej przeszło. - W wakacje spróbuję ją przekonać do Matta. W końcu kupuje ubrania zaprojektowane przez jego mamę, powinno jakoś pójść.
    - Uczniowie! - Ich rozmowę przerwała profesor McGonagall. Stała na podium, które zazwyczaj zajmował dyrektor podczas swoich przemówień. Nauczycielka wyglądała strasznie. Miała podkrążone oczy, a na jej twarzy malował się niczym niezmącony smutek. - Wczoraj, decyzją Rady Nadzorczej Hogwartu, dyrektor Dumbledore został... zawieszony - dokończyła zdławionym głosem.
    Widelec Sophie z hukiem upadł na talerz. Nikt jednak nie zwrócił na to uwagi w gwarze, który zapanował. Nie dało się ukryć, że wszyscy byli przerażeni. Nawet dotychczas przekonani o swoim bezpieczeńśtwie Ślizgoni spoglądali na siebie niepewnie. Dyrektor był symbolem Hogwartu, napotężńiejszym człowiekiem na świecie! Jeżeli Dziedzic Slytherina kogoś się bał, na pewno był to Dumbledore.

   Trzy dni przed egzaminem, profesor Flitwick na szczęście uległ namowom wychowanków i pozwolił Krukonom iść do biblioteki, na co Sophie odetchnęła z ulgą. Profesor Snape nie zrezygnował z zadania im długiej pracy domowej mimo aktualnej sytuacji w szkole. Termin mijał następnego dnia, a z podręcznika nigdy nie dało się wyciągnąć tyle, by zdobyć dobrą ocenę.
    - Czy to nie jest przypadkiem Ginny? - zapytała Amy, kiedy odkładały książki
    Rzeczywiście, kilka metrów dalej, pustym korytarzem,  szła niska dziewczyna o charakterystycznych, ogniście rudych włosach. Wydawała się ich w ogóle nie zauważać, nie zwróciła też uwagi na wołanie Sophie. Nie powinno jej tam w ogóle być, uczniowie mieli zakaz wałęsania się po szkole.
    - Na Merlina - szepnęła nagle Amelia, odwracając uwagę Sophie od Weasleyówny. - Ona ma dziennik.
    Sophie nadal nie wiedziała skąd przyjaciółka wie o dzienniku Toma Riddle'a, ale teraz nie było czasu na rozwiązywanie tej zagadki. Wszędzie poznałaby niepozorną, czarną książeczkę, dzięki której można było porozumieć się z dziwnym chłopcem uczącym się w Hogwarcie pół wieku temu. Skoro Ginny ją miała, prawdopodobnie ona ją ukradła. Mogła ją też zgubić tamtego dnia, kiedy Soph znalazła ją podczas lekcji transmutacji i to o niej mógł wspominać Tom podczas ich rozmów, określając jako mało interesującą i zbyt wrażliwą osobę.
    - Chodźmy za nią - zarządziła Amelia. - Może w końcu się dowiem, co to za dziennik.
   Chciała protestować, ale Amelia już była przy drzwiach, jak zwykle mając głęboko w poważaniu przepisy. Najwyraźniej wierzyła, że skoro jest arystokratką, dziedzic nawet nie pomyśli, by ją zaatakować. Korzystając z krótkiej nieobecności pani Pince, która uspokajała właśnie kilku siódmoklasistów, Sophie wyszła ostrożnie z biblioteki. Na szczęście patrole o tej porze były znacznie mniejsze niż po osiemnastej.
    - Tan pamiętnik jest zaczarowany - wytłumaczyła, ruszając za przyjaciółką, - Można przez niego pisać z Tomem Riddle'em, takim chłopcem z dawnych czasów. Ale skąd ty o nim wiesz?
    Ukrywanie tej tajemnicy nie miało dłużej sensu, nie teraz, kiedy wszystko stało się niewiarygodnie zagmatwane. Amy była bystra, nie bez powodu została Krukonką. Sophie miała nadzieję, że rozjaśni trochę sprawę, szczególnie, że wydawało się jej, że dziewczyna wie o wiele więcej niż mówi.
    Amelia nie odpowiedziała nic. Przemierzały kolejne piętra w milczeniu, starając się, by Ginny nie zauważyła, że za nią podążają. Gryfonka zatrzymała się na pierwszym piętrze, dokładnie pod napisem nabazgranym na kamiennej ścianie w czasie Nocy Duchów. Sophie chciała podbiec do rudowłosej, ale Amy zatrzymała ją. Ukryły się za zakrętem, obserwując poczynania Ginny.
    - Nie mówiłam o tym nikomu, ale widzę wiele rzeczy - powiedziała szeptem. - Zazwyczaj we śnie widzę obrazy niczym ze sobą niepowiązane, ale od jakiegoś czasu przeplata się przez nie właśnie ten dziennik. Ten, o którym nic mi nie powiedziałaś, chociaż doskonale o nim wiedziałaś - zakończyła z wyrzutem.
    - Nie chciałam o nim mówić, bo... - zacięła się.
    Naprawdę nie powinna mieć sekretów przed Amelią, zawsze jej o wszystkim mówiła. Dlaczego właściwie zachowała sprawę dziennika w tajemnicy, nie wiedziała, Wydawało jej się to wcześniej właściwie, a teraz... teraz zdawało się to być całkowitą głupotą. Pamiętnik mógł być niebezpieczny! Patrząc na to, jak bardzo zmieniła się Ginny przez te miesiące i że powodem tego mógł być wpływ Toma Riddle'a zrozumiała, że gdyby lepiej ukrywała dziennik, mogłaby dzisiaj być taka, jak Gryfonka - wycofana, bez przyjaciół. Nie. Z jednym przyjacielem ukrytym w pożółkłych kartkach.
    W pewnym momencie cudem uniknęły profesor Sprout patrolującej korytarze. Wskoczyły do tajnego przejścia w ostatniej chwili, zanim nauczycielka wyszła zza zakrętu. Odczekały bezpieczną chwilę, mając nadzieję, że nie zgubią Ginny i ruszyły w dalszą drogę. Sophie nie rozumiała, jak Ginny udało się uniknąć kobiety, ale nie zastanawiała się nad tym długo, zajęta rozmową przez Amelię.
    - Bo jest przesiąknięty czarną magią - syknęła dziewczyna. - Nie wiem, jak mogłaś tego nie poczuć, nie spotkałaś się nigdy wcześniej z przedmiotami należącymi do czarnoksiężników? - zapytała, jakby takie doświadczenia były zupełnie normalne.
    - Gdzie niby? Mój tata jest adwokatem, a mama magomedykiem, skąd mielibyśmy mieć w domu cokolwiek związanego z czarną magią?
    Wyszły na korytarz sąsiadujący z tym, na którym znajdowała się łazienka Jęczącej Marty i miejsce pierwszego napadu, do któego najwyraźniej zmierzała Weasley.
    - Wybacz - mruknęła Amy. - Czekaj, co ona trzyma w ręce?
    Sophie skierowała wzrok na Ginny i wystarczyło to, by wszystko połączyło się w jedną, nadal dość tajemniczą, całość. Puszka z czerwoną farbą.
    Poznały się w pociągu. Miała wtedy dziennik, pisała w nim, a Sophie zastanawiała się, dlaczego uśmiecha się do zapisanych kartek, jakby ktoś odpowiadał jej na to, co tam zapisze. Potem po petryfikacji Colina wszyscy zauważyli, że Ginny chodzi dziwnie przygaszona, ale przecież już wcześniej izolowała się od wszystkich, zadając się tylko z Creevey'em. Alfred, opowiadając o jej dziwnym zachowaniu w Pokoju Wspólnym też wspomniał o czarnej książeczce, którą trzymała. Kiedy Sophie znalazła pamiętnik, Ginny zdawała się być normalniejsza, jakby znów wróciła do życia, ale wraz z kradzieżą, wróciła do poprzedniego stanu.
    - Ginny! - Amelia nie wytrzymała i wyszła z ich kryjówki, przyciągając uwagę Gryfonki. - Oszalałaś?
    Dziewczynka spojrzała się na nią nieprzytomnie. Wyglądała okropnie. Sińce pod oczami wyróżniały się na chorobliwie bladej skórze. Ginny była rozczochrana, a mętne spojrzenie tylko utwierdzało Sophie w przekonaniu, że Gryfonka jest chora. Tylko dlaczego jej rodzeństwo niczego nie zauważyło? Rozumiała, że może bliźniacy nie zwracają uwagi na młodszą siostrę, ale Percy Weasley powinien się zaniepokoić jej stanem, był w końcu prefektem.
    - Ginny? - zaczęła niepewnie Sophie. - Powinnaś wrócić do wieży Gryffindoru. Jeżeli nauczyciele nas tutaj przyłapią, to będzie z nami źle, wywalą nas ze szkoły albo, co gorsza, odejmą z tysiąc punktów.
    - Tom powiedział, że nic mi nie zrobią - odparła słabo.
    - Riddle? - zapytała Amelia. - Nie wiem kim jest ten facet, ale ten dziennik aż promieniuje czarną magią! Lepiej zanieśmy to profesor McGonagall!
    - Czego innego mogłem spodziewać się po bystrych Krukonkach - powiedział ktoś z ironią.
    Sophie dreszcz przeszedł po plecach. Słyszenie głosów nawet w magicznym świecie nie było normalne, szczególnie kiedy ten głos należał do chłopca z dziennika.
    Nigdy nie widziała jeszcze Toma Riddle'a, ale wiedziała, że zjawą formującą się za plecami Ginny, był nie kto inny, jak on. Najpierw niewyraźny, przeźroczysty niczym duch czarnowłosy, przystojny chłopak w szacie Slytherinu, nabierał coraz ostrzejszych barw. I chociaż nadal widać było przez niego korytarz, wyglądał bardzo realistycznie. 
    Sophie krzyczała na siebie w myślach, ale niewiele to dawało. Dopiero teraz, stojąc twarzą w twarz z bladą Ginny i półprzeźroczystym, ale coraz bardziej widocznym, czarnowłosym szesnastolatkiem, zdała sobie sprawę, jak głupio się zachowały. Były dopiero w pierwszej klasie, potrafiły otwierać zamki i zapalać światło różdżką, ewentualnie naprawić mało skomplikowany przedmiot, ale ich największym sukcesem w pojedynkach było zaklęcie rozbrajające albo żałosna zniewalająca łaskotka. To, co zrobiły, było tak bezmyślnie gryfońskie! Gdzie się podział ich rozsądek, za który chwalone były wszystkie pokolenia Krukonów?
    - Nie spodziewałem się, że będziesz próbowała przeszkadzać, Sophie - powiedział, leniwie przeciągając samogłoski, czym skojarzył jej się z Alem. Zganiła się za to, Alfred był milion razy lepszy od obrzydliwego Riddle'a. - Dobrze mi się z tobą rozmawiało, ale nie spodziewałem się po tobie gryfońskiej głupoty. Tym bardziej po twojej przyjaciółce, która widzi zdecydowanie zbyt wiele. Avery pewnie żałuje takiej wnuczki.
    - Dziadek jest ze mnie dumny - odparła buntowniczo. - Cieszy się, że ma w rodzinie Krukonkę.
    - Krukonkę, która przyjaźni się z mugolakiem i dziewczyną o niejasnym pochodzeniu - prychnął. - Nie mam na was czasu, Komnata Tajemnic czeka na małą Ginny.
    Sophie wyciągnęła różdżkę i wycelowała nią w Toma, wiedząc, że właśnie popełnia największą głupotę w swoim jedenastoletnim życiu. Jedynym pocieszeniem było to, że Amelia pod wpływem adrenaliny zrobiła to samo.
    - Nigdzie nie zabierzesz Ginny! - krzyknęła Sophie. - Weasley, opamiętaj się, on jest obłąkany! 
    - Ja? - zdziwił się. - Przecież to mała Ginny otworzyła Komnatę, to ona napuściła potwora na biednego Colina i resztę szlam. To ona zabijała koguty i w Noc Duchów przyozdobiła ścianę tym stylowym napisem. Ja tylko siedziałem w dzienniku - zakończył niewinnie.
    Wyciągnął z kieszeni Ginny różdżkę i zaczął się nią bawić, zupełnie nie przejmując się dziewczynkami. Sophie zacisnęła palce na różdżce, zastanawiając się, co zrobić. Miała nadzieję, że zjawi się tutaj jakiś nauczyciel i powstrzyma Toma i Ginny, ale nie wiedzieć czemu żaden się nie pojawiał, chociaż było to miejsce pierwszego ataku! Jakby Riddle zaczarował to miejsce tak, by nikt tutaj nie mógł przyjść. A skoro działała magia, pozbawienie go różdżki, przerwałoby zaklęcie! Niewiele myśląc, zacisnęła palce na swojej jedynej broni, powtarzając w myślach słowa jedynego przydatnego w walce zaklęcia, którego się nauczyła.
    - Expelliarmus! - wrzasnęła. 
    Oczywiście nic się nie stało. Tom bez większego problemu uchylił się z toru lotu zaklęcia, które trafiło w ścianę, nie robiąc jej większej krzywdy.
    - Naprawdę, Sophie, myślałaś nad tym chyba przez dwie minuty, nawet słaby legilimenta by cię przejrzał - powiedział W jego głosie pierwszy raz było słychać coś więcej niż znudzenie - było to zdenerwowanie. - Podnosić różdżkę na mnie - prychnął. - Żałosne. Wielu za taką zuchwałość zginęłoby od razu. Przeszkadzacie mi już za długo, nawet ta durna dziewczyna próbuje się wyrwać spod opętania - jego irytacja wciąż wzrastała.
    - Może nie jesteś taki silny, jak myślisz - wyrwało się Amelii.
    Wycelował w nie różdżką. Sophie chciała się cofnąć, ale nie mogła zrobić nawet kroku, tak bardzo była przerażona. Już w czasie rozmawiania przez dziennik wiedziała, że ten chłopak jest potężny i ma ogromną wiedzę, nie tylko tą, której można się było nauczyć w szkole nie korzystając z Działu Ksiąg Zakazanych.
    - Twoi krewni mieli inny punkt widzenia, płaszcząc się przede mną.
    Amelia zamarła. Sophie poczuła, jak przyjaciółka zaciska palce na jej przedramieniu zdecydowanie zbyt mocno.
    - Ty jesteś... - wyjąkała zduszonym głosem.
    Lord Voldemort, dokończyła w myślach Sophie. Fakt stania przed najpotężniejszym czarnoksiężnikiem dwudziestego wieku przeraziłby ją, gdyby nie fakt, że była już na wyżynach przerażenia. Pozostało jej tylko wpatrywanie się w twarz przystojnego szesnastolatka z myślą, że kilka lat później stał się okrutnym mordercą.
    Tom zaklaskał kilka razy, śmiejąc się drwiąco.
    - Brawo, po podobno bystrych Krukonkach spodziewałem się olśnienia znacznie wcześniej. Cóż, ona nadal tego nie odkryła - wskazał głową na nieobecną umysłem Ginny. - Ale wystarczy tej rozmowy,
    Błysnęło fioletowe światło. Sophie wpatrywała się w promień zaklęcia, nie mogąc ruszyć żadną częścią ciała. W oddali majaczyła obojętna twarz Toma oraz blada postać Ginny. Siły zaklęcia była tak duża, że Sophie poczuła, jak jej nogi odrywają się od ziemi. Ostatnie, co zdążyła zarejestrować przed uderzeniem głową o posadzkę był ogromny ból całego ciała i czerwień zalewająca jej oczy. Potem była tylko ciemność.
~*~

Dam, dam, dam, finał części pierwszej! Wena mnie dopadła i nagle trudny do napisania rozdział stał się łatwiutki ^^ I na dodatek w terminie ^_^ A co najważniejsze nie miałam problemu z dwoma tysiącami słów ;)
Ferie mi służą xD

NMBZW!

1 komentarz:

  1. CZEMU JA TO KOMENTUJĘ DOPIERO TERAZ?! GOD DAMMIT JAWAAAAA
    Nie przerywa się w takich momentach, no jak Boga kocham!! To mój sposób, pff...
    ALE! geez Riddle! I rozmowa z Soph! OMG Tak! Czy one skończą w Komancie z Ginny? Czy będzie podobnie jak u mnie (za te dwa lata XDD)? Hm... HMM... Mma nadzieje, ze jeśli nie Komnata, to laski polecą chociaż do Flitwicka A NIE KUŹWA DO LOKHARTA JPRDL XDDD Serio, Potter, to był twój najgorszy wybór, meh...
    ANYWAYYYYY
    Czekam na więcej <3
    Weny <3 (pamiętaj o Malecach jtr XD)
    Sonia

    OdpowiedzUsuń