niedziela, 17 września 2017

Rozdział V - Pierwsze problemy.


    Podczas śniadania prefekci rozdali wszystkim plany zajęć. Tego dnia rozkład nie był zbyt wymagający. Najpierw eliksiry, całe szczęście, z Gryfonami, potem dwie godziny zielarstwa, historia magii i transmutacja, co oznaczało w praktyce godzinę wytchnienia między pracą przy roślinach, a jednymi z najbardziej wymagających zajęć.
    - Widzisz? Mówiłam, eliksiry. Ale Al ma teraz minę - roześmiała się. - Szkoda, że się z nim o to nie założyłam.
    - Skąd wiedziałaś? - zapytała Soph podejrzliwie.
    - Nie wiem. Ale... - nagle z jej twarzy zszedł uśmiech.
    Szybko wstała od stołu i wyszła, pozostawiając niedojedzone śniadanie.
    - Amy! - krzyknęła za nią Sophie, ale wiedziała, że ta jej nie usłyszy.
    Przypomniała sobie nagle, że coś takiego już miało kiedyś miejsce. W pierwszej klasie na historii magii, kiedy nagle wspomniała o problematycznym dzienniku Toma Riddle'a. Wtedy zostawiła ten temat, zrzucając, że to wszystko przez stres i zbliżające się egzaminy, ale teraz to wydawało się być jeszcze mniej normalne. Faktem było jednak, że i w zeszłym roku szkolnym i teraz, jest słowa miały oparcie w rzeczywistości...

    Amy nie pojawiła się na pierwszej godzinie zajęć ze Snape'em. Przyszła dopiero na drugie, pokazując mu karteczkę od pani Pomfrey z usprawiedliwieniem. Profesor nie był zadowolony, ale na szczęście nie miał podstaw, żeby odjąć Ravenclawowi punktów.
    - Co się stało? - zapytała ją szeptem podczas przygotowywania eliksiru pieprzowego.
    - Źle się czułam - wyjaśniła wymijająco.
    - Chodzi mi o to, dlaczego wybiegłaś ze śniadania - powiedziała niecierpliwie.
    - Nie ważne, Sophie. Nie interesuj się tym, proszę - powiedziała błagalnie.
    Nie przyznała, ale zabolało ją to. Przed wakacjami zawarły umowę - żadnych sekretów, szczególnie tych, które dotyczyły bezpośrednio ich. Znów jednak nie drążyła, wierzyła, że Amy niedługo jej powie, kiedy już się otrząśnie z tego wszystkiego.
    - Minus pięć od Ravenclawu za gadanie!
    Snape jednak nie mógł sobie odpuścić przyjemności odebrania im punktów za nic.
    Sophie westchnęła i wróciła do ważenia eliksiru wiggenowego. Na razie miał on poprawny, żółty kolor, ale nawet najmniejsze rozproszenie zepsułoby całą jej ciężką pracę.
    Profesor uważał, że skoro w zeszłym roku ominęły ich egzaminy z powodu Komnaty Tajemnic, powinni pracować dwa razy ciężej, gdyż w tym roku testy na pewno będą trudniejsze, co oczywiście wyznał im już na samym początku lekcji, przy okazji zadawania pracy domowej. Kto normalny zadaje lekcje już w pierwszej minucie zajęć w nowym roku? 
    Fakt o odwołaniu egzaminów Sophie przespała w Skrzydle Szpitalnym, więc wiadomość o tym dotarła do niej dopiero w okolicach uczty pożegnalnej. Wolałaby jednak je napisać, bo podobno w pierwszej klasie były najprostsze i stanowiły świetne przygotowanie do następnych, a tak musieli je przeżywać dopiero w tym roku.
    - Myślisz, że to dobry kolor? -zapytała niepewnie Amelia patrząc na swój niebieski eliksir z niepokojem.
    - A co zrobiłaś?
    - Dodałam krew salamandry... Tak jak jest napisane w podręczniku, ale sama widzisz...
    - Myślę, że powinien być bardziej turkusowy niż niebieski - powiedziała po chwili zastanowienia. - Może spróbuj dodać jeszcze kilka kropel?
    - Lepiej nie - powiedział nagle siedzący za nimi Thomas Periott z Hufflepuffu. - Krew Salamandry zmienia zielony eliksir w niebieski, a miał być turkusowy. Dodałaś już i tak za dużo, jeszcze trochę i możesz wysadzić kociołek.
    Amy jęknęła żałośnie i kontynuowała ważenie eliksiru załamana tym, jak bardzo zaczyna on odbiegać od ideału.
    Przepis naprawdę był trudny, jak na początek drugiej klasy i Sophie była prawie pewna że robi się go dopiero w drugim semestrze. Dlatego też z całej siły starała się, by mikstura wyszła jej idealnie. Nie liczyła na punkty dla domu, bo profesor przyznawał je oczywiście jedynie Ślizgonom, co tylko potwierdzało, jak bardzo złym był nauczycielem.
    - Zielony - jęknęła Amy. - Dlaczego on jest zielony?

    Wychodząc z sali, poczuła, jak ktoś ją popycha. Ledwo odzyskała równowagę, ale zanim pewnie stanęła usłyszała złośliwy śmiech dwóch dziewczyn. Srebrno-zielone krawaty potwierdzały ich przynależność do niechlubnego domu Slytherina. Obie były na roku Sophie, a nigdy nie miały okazji porozmawiać. Zresztą Sebastian Macnair swoimi opowieściami o tej dwójce wystarczająco ją zniechęcił. Ślizgonki zapewne szły ze swojego pokoju wspólnego i szukały zaczepki.
    - Nudzi ci się, Darvy? - warknęła Sophie, mierząc dziewczynę wrogim spojrzeniem.
    - Może - odparła, uśmiechając się złośliwie.
    - Odwal się - powiedziała Amelia. - W jej glosie słychać było zakamuflowaną groźbę.
    - Ojej, ale się ciebie boję, Avery - prychnęła druga ze Ślizgonek - Samara Adams.
    - O'Connor nie potrafi sama sobie poradzić, że zawsze musisz ją bronić? - zakpiła Nicole.
   - Nie przejmujmy się nimi - powiedziała Sophie, starając się brzmieć pewniej niż w rzeczywistości. - Nawet w swoim domu są nielubiane, więc chcą się popisać.
    - Odszczekaj to! - krzyknęła Samara.
    Amy uśmiechnęła się, podłapując szybko strategię przyjaciółki.
    - Nie popłacz się, Darvy. Jeszcze będziesz musiała biec do tatusia na skargę, jak wszyscy Ślizgoni.
    - Ona przynajmniej może poskarżyć się ojcu - roześmiała się Samara wrednie.
    Sophie jeszcze nie widziała, żeby Amelia kiedykolwiek zareagowała z takim zdenerwowaniem na czyjekolwiek słowa, jak w tamtym momencie. Chyba tylko resztki kukońskiego zdrowego rozsądku powstrzymywały ją przed rzuceniem się na dziewczynę, czego Sophie zupełnie nie rozumiała. Do tej pory wydawało jej się, że wie wszystko o przyjaciółce, ale zdała sobie sprawę z tego, że zawsze słyszała tylko o jej mamie i bracie. Amelia Avery nigdy nie wspominała o ojcu.
    - Nic nie wiesz o mojej rodzinie, Adams, więc nawet nie poruszaj tego tematu - powiedziała o dziwo spokojnie, ale głosem tak lodowatym, że po plecach Sophie przeszedł dreszcz. - Chodź, Soph, mamy ciekawsze sprawy niż marnowanie czasu na takie pomyłki natury.
    Sophie pobiegła za przyjaciółką, która nawet nie oglądając się ruszyła szybkim krokiem w stronę schodów.
    - O co im chodziło? - zapytała, kiedy w końcu zatrzymały się pod klasą transmutacji.
    Amelia westchnęła cicho i spuściła głowę
    - Powiem ci później - odparła tylko.

    Sophie nie mogła doczekać się wieczora, kiedy w końcu miały mieć wolne kilka chwil po kolacji. Jak na złość wszystkie lekcje, a nawet posiłki, dłużyły się niemiłosiernie. Wskazówki zegara wydawały się przesuwać dwa razy dłużej niż zazwyczaj. Kiedy w końcu przekroczyła próg dormitorium, Amelia siedziała już na swoim łóżku. Wokół niej rozłożone były zdjęcia, niektóre już pożółkłe ze starości, ale wszystkie niewątpliwie magiczne.
    Sophie usiadła obok przyjaciółki, przyglądając jej się wyczekująco. Nie chciała być nachalna. To mogło być dla niej ciężkie.
    - Przepraszam - powiedziała nagle dziewczynka. - Nie chciałam, żebyś dowiadywała się o tym od kogoś pokroju Adams... Powinnam wszystko wytłumaczyć już dawno, ale chyba za bardzo się bałam.
    Podała jej zdjęcie, nie czekając na żadne słowa Sophie. Krukonka przyjrzała się jemu uważnie. Uwieczniono na nim pięć osób. Widząc ich poważne miny, zaczęła współczuć Amelii. Nawet na mugolskich, statycznych zdjęciach, widać było więcej ekspresji. Ci ludzie wydawali się być smutni i nieprzyjemni, jakby zostali zmuszeni do zrobienia rodzinnego zdjęcia.
Centralnie na fotografii stało młode małżeństwo. Kobieta o szlachetnej urodzie, ubrana w długą, sztywną szatę, podobną do mugolskich sukni z zeszłego wieku, ale bez koronek i z bardzo niewielkim dekoltem. W ramionach trzymała niemowlaka, którym jak podejrzewała Soph, była Amelia. Obok poważnego ojca w czarnej szacie czarodzieja stał uśmiechnięty chłopiec, zapewne czteroletni wtedy Marcus. Zupełnie z brzegu, odsunięty od rodziców stał jasnowłosy chłopak, nieco młodszy od pana Avery'ego, wyglądający typowego, bogatego arystokratę. Jednakże po chwili zwróciła uwagę na jego oczy - czarne i pozbawione jakichkolwiek uczuć.
    - To moi rodzice - powiedziała po chwili ciszy. - Było to ponad pół roku po moim narodzeniu. W listopadzie 1981 roku. Ten mężczyzna z boku to Bartemiusz Crouch Junior, kilka dni później został skazany na dożywocie w Azkabanie za... - głos jej się nagle załamał - za coś okropnego - dokończyła. - Byli najlepszymi przyjaciółmi w Hogwarcie, chociaż było między nimi kilka lat różnicy. Miałam rok, kiedy mój ojciec i kilku jego kumpli - prawie wypluła to słowo - stwierdzili, że powinni pomścić zesłanie go do Azkabanu. 
    Z oczu Amelii płynęły łzy, ale wydawała się nimi nie przejmować, wciąż wpatrując się w zdjęcie.
    - Nie jestem dumna z takiej rodziny. Tak naprawdę nikt z takich jak ja, nie jest. Nawet Bastian cierpi z tego powodu, chociaż on nie ma tak źle, jego tacie niczego nie udowodniono.
    - Z takich jak ty? - zapytała, powoli zaczynając rozumieć, co Amy chce jej przekazać. Ale nie potrafiła tego sama powiedzieć. Chciała to usłyszeć.
    Amy przeczesała ręką swoje rude włosy i uśmiechnęła się smutno.
    - Arystokratów. Purystów czystej krwi. Jak zwał tak zwał. Dzisiaj częściej mówi się po prostu "śmierciożerców". I nie mówię o osobach, które miały mroczny znak, tylko o tych, których ojcowie, dziadkowie, wujkowie, czy inni członkowie rodziny trafili do Azkabanu. Moja mama jest nazywana śmierciożercą, bo jej mąż nim był. Nawet przez tych, którzy noszą mroczny znak, a wyparli się klątwą Imperius.
    - Jak to możliwe? Tata opowiadał mi, że na procesach często używa się veritaserum, żeby wydobyć prawdę ze szczególnie niebezpiecznych podejrzanych.
    - Imperius to tylko przykrywka dla tych, których nie złapano na gorącym uczynku. Tak naprawdę w grę wchodzą ogromne pieniądze. Mój tata nie miał tego szczęścia. Dostał dożywocie i z tego, co wiem, nie okazał skruchy tylko - na chwilę załam jej się głos - był dumny ze swojej służby i zapowiadał, że Czarny... Sama-Wiesz-Kto powróci. Tak samo Lestrange'owie, Dołohow, Rosier... długo by wymieniać. Wszyscy go szukali i skończyli w Azkabanie albo w grobie.
    - Dlaczego go szukali? Przecież on... no wiesz, Sam-Wiesz-Kto, on zginął, prawda?
Amy zamilkła, szukając słów, którymi mogłaby wyjaśnić Sophie całą sytuację. 
    Krukonka powoli zaczynała rozmieć, że wychowując się w dwóch światach - magicznym i mugolskim, rodzice oszczędzili jej wiadomości o wojnie, która zakończyła się w roku narodzin Sophie. Amelia zaś wiedziała wszystko, poznała wojnę dogłębnie, bo stanowiła jedną z kart ich rodzinnej historii.
    - Nie było ciała. Obok martwej Lily Potter w zniszczonym pokoju i żywego, nie wiedzącego, co się właściwie dzieje Harry'ego Pottera nie znaleziono ciała. Czarny Pan zniknął, zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. Niewielu ludzi o tym mówi, nikt nie chce, żeby cała ta historia się powtórzyła, ale moja mama mówi, że on nie zginął i tylko czeka, aż nadarzy się okazja, by mógł powrócić. Uważa, że pewni jego śmierci będziemy mogli być tylko wtedy, gdy zobaczymy jak umiera. Zresztą sama słyszałaś Pottera. Dwa lata temu zmierzył się z Sama-Wiesz-Kim. W zeszłym roku same miałyśmy okazję spotkać Riddle'a... Jeżeli on powróci zacznie się kolejna wojna i znowu będą umierać ludzie...
    - Dumbledore nigdy nie pozwoli, żeby do tego doszło! - zapewniła ją Sophie, udając stuprocentową pewność.
    W rzeczywistości niewiele wiedziała o Albusie Dumbledorze i tym, czym się zajmuje. Wiedziała, że pokonał Grindelwalda w wielkim pojedynku, który zbiegł się z zakończeniem drugiej wojny światowej. Podobno tylko jego bał się Voldemort. Jest też wybitnym czarodziejem, niekwestionowanym geniuszem, którego umysł wybiega poza normy, ale nic więcej. Dyrektor był kompletną zagadką, więc nie mogła mieć żadnej pewności, że powstrzyma powrót, pozornie martwego, czarnoksiężnika.
    - Mam nadzieję. Jeśli tak, to... wszyscy mugolacy będą w niebezpieczeństwie. Na Morganę, Matthias! Przecież on jest z rodziny mugoli!
    - Ale przecież ma magicznych krewnych - uspokoiła ją szybko Sophie.
    - A ty? Co z tobą? Jeśli ktoś się dowie, że jesteś adoptowana i pomyślą, że jesteś mugolaczką...
    - Hej, hej, spokojnie! Wojna się dawno skończyła, ludzie nie pozwolą, żeby się powtórzyła, nikt nie chce tego przeżywać drugi raz, tak?
    Amelia pokiwała deliaktnie głową, nadal nieprzekonana.
    - No i jest jeszcze Harry Potter.
    - Potter? Jest tylko rok starszy od nas...
    - I już trzy razy się z nim starł. 
    - Może masz rację... Nie chcę o tym myśleć. Zabierzemy się za to wypracowanie z eliksirów? Nie chcę odkładać go w całości na jutro. Założę się, że Snape w tym roku będzie nas cisnął bardziej niż kogokolwiek kiedykolwiek przez te odwołane egzaminy. Naprawdę wolałabym napisać je w wakacje, byle zrobić ten pierwszy krok. No i sama słyszałaś McGonagall! Podchodzi do tego tak, jakbyśmy w tym roku co najmniej zdawali SUMy! Wyobraź sobie co będzie, kiedy już będziemy w piątej klasie!
    - Mam nadzieję, że do tego czasu zmieni się nauczyciel eliksirów - powiedziała, ucieszona ze zmiany tematu. Roztrząsanie tego nie było zbyt przyjemne i przysparzało zdecydowanie więcej stresu niż korzyści.
    - Obyś miała rację - roześmiała się. - Jakby nie mógłby być nauczycielem obrony przed czarną magią. Przynajmniej uczyłby tylko jeden rok...
    - Nawet tak nie mów! - Sophie wzdrygnęła się na samą myśl o mistrzu eliksirów i czarnej magii. - Mógłby być jeszcze straszniejszy! Zresztą wszyscy wiedzą, że uwielbia czarną magię!
    - No... może i nie jest to najlepszy pomysł. Ale nauczyciele obrony nigdy nie wytrzymują dłużej niż rok. Lockhart przykładem. Przynajmniej byśmy miały go z głowy.

~*~

Na koniec mała prorocza rozmowa między Amy i Sophie xD Nie mogłam sobie darować. Ogólnie dość dialogowy rozdział, ale między dziewczynami wszystko musiało się w końcu wyjaśnić. Szczególnie, że w tym opowiadaniu wszystkie rodziny i ich historie mają dość duże znaczenie (co oczywiście już wszyscy wiedzą xD)



5 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Tak, nie miałam w tym roku czasu na pisanie, bo rzeczywistość LO mnie uderzyła, ale od wakacji postaram się dalej publikować

      Usuń
  2. Awww ta rozmowa z Amy <3 Plus amy to ja na matmie 'Czemu tu jest jurna 2? mi wyszło 10, halo?" XDD
    Ale damn, biedna Amy :( tyle przejść za młodu? Wygląda na to, że chyba tylko Soph nie miała jakichś traum w dzieciństwie? Plus bardzo chcę rozszarpać te Ślizgonki ^^ Mogę?? ^^ Bardzo ładnie proszę? Clara tylko rzuci na nie upiorogacka to wystarczy ^^
    I TO SZYBKIE PRZEJŚCIE DO ELIKSIRÓW PO GŁĘBOKIEJ ROZMOWIE XD KOCHAM <3333
    Ah, czekam na więcej!!! <3
    NMBZT! <3
    Sonia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ciężko mi pisać o 12-latkach i tego typu przejście wydaje mi się idealne dla dzieci, które z jednej strony wiedzą, że sprawa jest poważna, ale z drugiej są jeszcze dziećmi i jeszcze nie do końca potrafią zachować tę powagę.

      Usuń
  3. Mineły już wakacje, a dalej nic się nie pojawiło :( ale rozumiem pewnie chciałaś odpocząć od szkoły. Mnie też przygniata klasa. Na koncie mam trzy jedynki i po prostu nie wyrabiam z materiałem.
    Ale mam nadzieję, że coś się jeszcze pojawi i dasz sobie rade z wszystkim :)

    OdpowiedzUsuń