Wrota otworzyły się prawie natychmiast. W przejściu stała wysoka czarownica o bardzo srogim wyrazie twarzy, ubrana w granatową, elegancką suknię i tiarę tego samego koloru.
-
Pirszoroczni, profesor McGonagall.
-
Dziękuję Hagridzie. Dalej poprowadzę ich sama.
-
Dobrze, pani psor.
Ruszyli
szybko za profesorką. Ogrom Sali Wejściowej był przytłaczający.
Sophie poczuła się jak w Bazylice Świętego Piotra, w której była
z rodzicami podczas wakacji we Włoszech. Naprzeciwko wejścia
znajdowały się ogromne marmurowe schody, prowadzące na piętro. Z
drzwi po prawej stronie dobiegał gwar. Najwyraźniej w środku byli
już wszyscy uczniowie. Profesor McGonagall poprowadziła ich jednak
do niewielkiej komnaty z drugiej strony. Uczniowie zgromadzili się
wokół niej, rozglądając się z zachwytem.
-
Witajcie w Hogwarcie! - zaczęła uroczyście. - Dzisiaj zaczyna się
wasza siedmioletnia edukacja w Szkole Magii i Czarodziejstwa. Zanim
usiądziecie przy stołach, czeka was bardzo ważny element pobytu w
Hogwarcie - ceremonia przydziału. Zostaniecie przydzieleni do
czterech domów. Są to Gryffindor, którego jestem opiekunem,
Hufflepuff, któremu przewodzi profesor Sprout. Ravenclaw pod opieką
profesora Flitwicka oraz Slytherin, którego wychowanków kontroluje
profesor Snape. Każdy dom charakteryzuje się kilkoma cechami, o
których dowiecie się za tymi drzwiami. Wasi nowi koledzy będą
zastępować wam najbliższych. Nie bójcie poprosić o radę
starszych uczniów, oni zawsze wam pomogą. Każdy rocznik ma
dormitoria dla chłopców i dziewczynek. Czas wolny spędzać możecie
wspólnie w Pokoju Wspólnym, na Błoniach lub w innych miejscach w
Hogwarcie. Tutaj za osiągnięcia otrzymujecie punkty, które są
pochwałą dla całego domu. Za przewinienia, tracicie je. Dom, który
pod koniec roku będzie miał najwięcej punktów otrzymuje puchar
domów, co jest ogromnym zaszczytem. Mam nadzieję, że wszyscy
będziecie szanowali swój dom, nie ważne, do którego zostaniecie
przydzieleni. Przydział rozpocznie się za kilka minut przed całą
szkołą i gronem nauczycielskim. Zalecam zadbanie o swój wygląd.
Na
zakończenie krytycznie spojrzała się na jasnowłosą dziewczynkę,
która miała kolczyki z czegoś, co przypominało małe buraki.
Sophie
nerwowo wygładziła szatę.
- Hej,
Avery! Pewnie marzysz o Slytherinie, co? - zadrwił wysoki brunet,
którego Sophie jeszcze nie widziała.
Z
początku Sophie nie wiedziała do kogo kieruje swoją uwagę.
- Mów
za siebie Macnair! To twój ojciec lata z toporem i ścina biedne
zwierzaczki! Pewnie takie psychiczne problemy przechodzą z ojca na syna! - To była ta Amy, którą jedenastolatka poznała u Madame Malkin. Nie
wyglądała na urażoną, tylko rozbawioną. Tamten chłopak,
Macnair, też uśmiechał się szeroko.
-
Zwierzęta i ludzie to dwie różne sprawy! - odpowiedział.
Sophie
nie wiedziała o co im chodzi, ale Alfred najwyraźniej wszystko
rozumiał, bo uśmiechał się delikatnie i nawet wtrącił coś, co
wywołało salwę śmiechu u Amy i Macnaira. Najwyraźniej ta rozmowa
była jedną z tych, którą mogą zrozumieć tylko wtajemniczeni.
Nie
zdążyli kontynuować, gdyż weszła profesor McGonagall i kazała
wszystkim ustawić się parami, po czym wprowadziła ich do sali.
Sophie
z wrażenia wciągnęła głośno powietrze. Sala była mniejsza niż
Wejściowa, ale była o wiele piękniejsza. Strzeliste okna wznosiły
się tutaj pod sam sufit, którego... nie było. Nad ich głowami
było najprawdziwsze niebo, chmury i gwiazdy. W powietrzu unosiły
się setki świec, które rozświetlały salę.
Uczniowie
siedzieli przy czterech długich stołach ustawionych po dwa po lewej
i prawej stronie. Stół prezydialny stał na podwyższeniu. Profesor
McGonagall poprowadziła ich przed nauczycieli. Na wzniesieniu stał
taboret, a na nim stara, wyświechtana Tiara.
Nagle
na sali zapadła całkowita cisza. Dziura przy rondzie Tiary
otworzyła się nagle i rozległ się bardzo stary głos. Dopiero po
chwili Sophie zorientowała się, że to śpiewa właśnie nakrycie
głowy.
Lat
za mną już sporo
Jeszcze
więcej przede mną
Zdążyłam
już uczniów grono
Przydzielić
do właściwego domu.
Jakich
domów zapytacie
Odpowiedzi
wam udzielę
Przed
sobą cztery macie
Do
nich was przydzielę
Jest
Gryffindor, co odważnych szuka
Dla
których prawość i honor
Często
ważniejsze niż nauka
Kolejna
jest Ravenclaw
Ze
swej mądrości znana
Jest
studentom zawsze
Wielkość
jest pisana
Może
jednak Slytherin
Gdzie
spryt i przebiegłość
Tam
króluje krwi czystość
I
niebezpieczna siebie pewność
A
jeśli i ten dom wam nie pasuje
Jest
Hufflepuff, co wszystkich chętnie przyjmuje
Lecz
najchętniej tych
Którym
pracowitości nie brak
Którym
lojalność i szczerość
Wyznaczają
życia piękno
Więc
nie trapcie się
Ja
was dobrze znam
W
wasz umysł zajrzę
I dom
wybiorę wam!
Tiara
znieruchomiała i rozległy się gromkie oklaski. Sophie nie
wiedziała, który dom jest jej najbliższy, ale była pewna, że
pragnie wiedzy, więc Ravenclaw byłby dla niej najlepszy.
-
Uczeń, którego nazwisko przeczytam, ma usiąść na stołku i
założyć tiarę przydziału. Adams, Samara!
Z tłumu
wyszła dziewczynka o płowych włosach. Tiara opadła jej na oczy i
zatrzymała się dopiero na długim nosie.
-
SLYTHERIN! - wrzasnęła Tiara.
-
Aliot, Mike!
Czarnowłosy
Mulat ze strachu tak zbladł, że wyglądało to komicznie w
kontraście z jego ciemną karnacją.
-
RAVENCLAW!
Chłopakowi
od razu wróciły kolory. Prawie podbiegł do stołu, którego
rezydenci głośno bili brawo.
-
Avery, Amelia!
Sporo
część uczniów zamilkła, przyglądając się uważnie Amy.
Kilkoro coś do siebie szeptało. Atmosfera zdecydowanie była inna
niż przy poprzednich przydziałach. Sophie, nie rozumiała tej
reakcji, ale nazwisko Avery nie było dla niej obce, chociaż akurat
teraz nie mogła przypomnieć sobie, skąd je zna. Każdy
prawdopodobnie zna to uczucie, kiedy ma się odpowiedź na pytanie,
na końcu języka, ale za nic nie można przywołać jej w pamięci.
Ale Amy
najwyraźniej w ogóle się nie przejęła stosunkiem do niej. Dumnie
uniosła głowę i z uśmiechem powędrowała do taboretu. Kiedy
założyła Tiarę, siedziała tam naprawdę długo, ale nie na tyle,
by zostać Hatstall.
-
RAVENCLAW! - zadecydowała Tiara.
Rozbrzmiały
oklaski, ale jakieś takie mniej entuzjastycznie Sophie klaskała
razem ze wszystkimi, chcąc pokazać, że Amelia nie jest sama.
Avery
po prostu się uśmiechała, a kiedy mijała rząd nieprzydzielonych,
przybiła piątkę z Macnairem, a następnie usiadła obok Mike'a.
Następne
dwie osoby zostały przydzielone do Hufflepuffu. Colin Creevey został
pierwszym Gryfonem, powitanym wiwatami.
-
Collins, Damian!
Brunet
wydawał się być nieśmiały i przestraszony, ale kiedy tylko Tiara
dotknęła jego głowy, został Ślizgonem.
Po
chwili dołączyła do niego Darvy, Nicole. Dashner, Andrew trafił
do Hufflepuffu, a Eliot, Camille powędrowała do Gryffindoru.
- Figg,
Thomas!
Szatyn
nie siedział długo na stołku.
-
HUFFLEPUFF!
Puchoni
przywitali go oklaskami.
- Gair,
Lucas!
Niewyróżniający
się niczym specjalnym chłopak wyszedł z tłumu pierwszorocznych.
-
GRYFFINDOR!
Tiara
była tego pewna od razu.
Następne
kilka osób również przeszło bardzo szybko.
-
Jenkins, Matthias!
Sophie
zauważyła, że po raz pierwszy słyszy pełne imię i nazwisko
Matta.
Chłopak
kilka chwil posiedział na taborecie i najwyraźniej prowadził
konwersację z Tiarą.
-
GRYFFINDOR!
Matt
powędrował do stołu Gryfonów, przy którym przybił piątki
bliźniakom Weasley.
Sophie
tak bardzo nie mogła doczekać się przydziału, że słuchała
właściwie jednym uchem.
-
Macnair, Sebastian!
Podobnie
jak Amy, chłopak zachował pewność siebie i spokój. Na taborecie
siedział jednak o wiele krócej.
-
SLYTHERIN! - wrzasnęła Tiara.
Werdykt
najwyraźniej zadowolił Sebastiana, bo z ogromnym uśmiechem
skierował się do stołu wiwatujących Ślizgonów. Nie zapomniał jednak złośliwie uśmiechnąć się do Amy.
Sophie
znowu się wyłączyła. Ze stresu i ekscytacji ledwo mogła ustać
na miejscu.
Otrząsnęła
się dopiero słysząc swoje nazwisko.
-
O'Connor Sophie!
Poczuła
się jakby wątroba wykonała w jej żołądku serię akrobatycznych podskoków. Na drżących nogach podeszła do stołka. Ostatnie co
zobaczyła, zanim wszystko zakryło czarne wnętrze Tiary, to tysiące
oczów wpatrzonych w nią.
- Hmm,
jesteś lojalna i sprytna. Nie lubisz patrzeć na krzywdę innych.
Jednakże ponad wszystko cenisz sobie możliwość zdobywania
wiedzy - Tiara zamilkła na chwilę. - Wolisz najpierw ocenić swoje szanse, a dopiero potem, kiedy wiesz, że wszystko potoczy się po twojej myśli, włączyć się do konfliktu. Rozsądnie. I bardzo Ślizgońsko. Ale nie pasujesz do Slytherinu. Masz w sercu światło i prawość. Ale nie masz gryfońskiej odwagi Dlatego też, niech będzie... RAVENCLAW!
Ostatnie
słowo wykrzyczała na całą salę. Rozległy się głośne oklaski.
Sophie
podeszła do stołu Ravenclawu na miękkich nogach. Usiadła na
wolnym miejscu obok Amandy. Ktoś poklepał ją po plecach. Mike uśmiechnął się do niej serdecznie.
Dalej
czekała już jedynie na przydział Ginny i Alfreda. Na resztę nie zwracała szczególnej uwagi, klaszcząc, co jakiś czas i witając się z kolejnymi Krukonami.
Do przydziału Alfreda zostało już tylko kilka nazwisk: Pekaes, Periott, Sammer, Sean,
Selden, Swith, Thomas i Vane; po nich profesor McGonagall doszła do "W".
-
Walter, Alfred!
Sophie
nie wiedziała, gdzie Al najbardziej pasował. Był arystokratą,
więc Slytherin na pewno ciepło by go przyjął. Jednocześnie podczas podróży dało się zauważyć jego inteligencję.
-
GRYFFINDOR!
Sophie
nie mogła uwierzyć. On najwyraźniej też nie. Spojrzał się w
stronę stołu Ślizgonów, gdzie jakiś jasnowłosy chłopak, widząc spojrzenie chłopaka, po prostu zaczął się śmiać. To był chyba ten Draco Malfoy, o którym
mówił w pociągu.
-
Weasley, Ginewra!
Przydział
Ginny był błyskawiczny. Ledwie Tiara dotknęła jej włosów,
wrzasnęła:
-
GRYFFINDOR!
Sophie
klaskała razem z Gryfonami. Dziewczyna doszła do stołu swojego domu jeszcze zanim Al zdążył usiąść. Prawdziwa Gryfonka.
Profesor
McGonagall zwinęła listę i usiadła na swoim miejscu przy stole
nauczycielskim.
- Witam
was w Ravenclawie - powiedział chłopak z plakietką z wielkim "P"
przyczepioną do szaty. - Jestem Alden Main, prefekt Ravenclawu.
- Ej,
Alden, możesz powiedzieć co to za facet przy stole nauczycielskim?
Wydaje się być przerażający... - zapytał Mike.
- To profesor Snape. Nauczyciel eliksirów i opiekun Slytherinu. Strasznie wredny. Faworyzuje Ślizgonów i uwziął się strasznie na Puchonów i Gryfonów. My nie obrywamy, bo mamy mózg.
- To profesor Snape. Nauczyciel eliksirów i opiekun Slytherinu. Strasznie wredny. Faworyzuje Ślizgonów i uwziął się strasznie na Puchonów i Gryfonów. My nie obrywamy, bo mamy mózg.
- A co?
Inni ich nie mają? - zapytała dziewczyna, której przydziału
Sophie nie oglądała. Ta z małymi burakami zastępującymi standardowe kolczyki.
-
Czasami mam wrażenie, że nie... słyszałaś, co powiedziała
Tiara: odwaga i lojalność ponad mądrość i inteligencję. Tylko
Ślizgoni mają spryt, więc raczej są nam najbliżsi. Najłatwiej
to zauważyć podczas meczów Quiddicha między Gryfonami, a
Ślizgonami. Hufflepuff kibicuje Gryffindorowi, a większa część
Ravenclawu Slytherinowi. A jeśli chodzi o innych nauczycieli, to w
pierwszej klasie macie zajęcia z mniej niż połową z nich.
Flitwick, ten niski, uczy zaklęć. To nasz opiekun. Dużo wymaga,
ale jest naprawdę w porzśdku. Profesor Sprout od zielarstwa. Lockharta pewnie
znacie. Ale nie przyzwyczajajcie się. Nie posiedzi zbyt długo na
tym miejscu.
-
Czemu? - zapytała Sophie.
- Przez
klątwę - powiedział przerażającym, niskim głosem. - Żaden
nauczyciel obrony nie utrzymał się na tym stanowisku dłużej niż
rok. Nasza poprzednia nauczycielka, Laura Kennedy ostatniego dnia
spadła ze schodów i połamała żebra, jedno przebiło płuco. Jej
trupa znalazła Szara Dama, duch naszego domu.
Sophie
się wzdrygnęła. To było okropne. Miała nadzieję, że
profesorowi Lockhartowi nic się nie stanie. Szkoda by było, gdyby
czarodziejski świat stracił tak uzdolnionego człowieka.
- Drodzy uczniowie! - powstał
dyrektor. Sophie po raz pierwszy widziała Albusa Dumbledore'a, żywą
legendę czarodziejskiego świata, na żywo. Wyglądał... normalnie. To znaczy, mia długą szatę czarodzieja, białe włosy i długą brodę związaną gumką. Okulara-połówki i wyjątkowo niebieskie, ciepłe oczy. Nie wyglądał na najpotężniejszego czarodzieja na świecie. - Pewnie jesteście straszliwie głodni, więc zajmowanie wam głowy przemową nudnego starca byłoby najgorszym posunięciem wszech czasów, więc powiem tylko jedno słowo: smacznego!
Oklaski które nagle rozbrzmiały w sali były tak głośne, jak grzmoty podczas sporej burzy.
Sophie nie zauważyła, kiedy pusta zastawa wypełniła się jedzeniem. Na stole było chyba wszystko: pieczony kurczak, smażone ziemniaczki, pudding mięsny i, o dziwo, miętówki. Czemu nie, są bardzo dobre.
Po przepysznej kolacji, naczynia zalśniły czystością i zapełniły się najróżniejszymi słodkościami. Sophie, która przed chwilą myślała, że jest już maksymalnie najedzona, odkryła, że jest w stanie jeszcze zjeść bardzo dużo. Sięgnęła po puchar z lodami czekoladowo-truskawkowymi, na talerz nałożyła sobie kilka kawałków swoich ulubionych ciast - jabłecznika i tarty cytrynowej z bezą. Skosztowała jeszcze wyśmienitego puddingu śliwkowego. Skrzaty domowe, które gotowały w Hogwarcie rzeczywiście były niedoścignione w gotowaniu.
Po kolacji, powstał dyrektor. Sophie już oczy się kleiły i marzyła wyłącznie o miękkim łóżku w sypialni Ravenclawu, ale uważnie słuchała dyrektora.
- Drodzy uczniowie, witam was wszystkich serdecznie. Szczególnie witam tych, którzy dopiero zaczynają swoja przygodę w Hogwarcie. Mam nadzieję, że siedem lat, które tu spędzicie, będzie jednym z najwspanialszych okresów w waszym życiu. Wiem, że wszyscy jesteście już wyczerpani i chcecie jak najszybciej znaleźć się w łóżkach, ale jestem zmuszony powiedzieć wam o zasadach panujących w naszej szkole. Pan Filch kazał mi przypomnieć, że na korytarzach nie wolną używać magii, a wstęp do Zakazanego Lasu jest kategorycznie zabroniony. Powinno pamiętać o tym kilku starszych uczniów, którym ta zasada w magiczny sposób co roku wylatuje z głowy - jego wzrok powędrował na rudowłosych bliźniaków, siedzących przy stole Gryfonów. Chłopcy uśmiechali się do siebie łobuzersko i najwyraźniej już planowali zrobić sobie wycieczkę do lasu. - Zapisy do drużyny Quidditcha przyjmuje profesor Hooch. Dobranoc i powodzenia w nowym roku szkolnym, który oficjalnie uważam za otwarty! Proszę prefektów o zaprowadzenie uczniów do Pokojów Wspólnych i wskazanie pierwszorocznym sypialni.
Sophie miała wrażenie, że podróż po kręconych schodach w wieży Ravenclawu trwa wiecznie. Kiedy w końcu się zatrzymali, nie miała pojęcia, jak wygląda wejście do wieży, a co dopiero droga do niej. Miała nadzieję, że rano ktoś jej pomoże.
- To jest wejście do pokoju Ravenclawu! - wykrzyknął prefekt, wskazując na kamienną ścianę i niewielką kołatkę w kształcie orła. - Aby wejść do Pokoju, należy odgadnąć zagadkę kołatki, ale nie przejmujcie się. Najpierw może być ciężko, ale zagadki są naprawdę banalne.
- Jego brak boli i życie odbiera - odezwała się kołatka po tym, jak Alden nią zastukał.
Sophie od razu coś zaświtało w głowie, ale była tak wyczerpana, że nie miała nawet ochoty się wysilać.
- Znacie odpowiedź? - zapytał prefekt wesoło. - Nie? Wybaczam, chociaż zagadka jest strasznie łatwa. Powietrze.
Kołatka pogratulowała i nagle w ścianie ukazały się ciężkie, dębowe drzwi, które otworzyły się przed tłumem Krukonów. Kiedy weszli do środka, Sophie aż westchnęła z zachwytu. Pokój Wspólny był w kształcie koła. Nie było w nim sufitu, tylko granatowe niebo i błyszczące gwiazdy. Po prawej i lewej stronie wznosiły się schody, które prowadziły na balkon. Pod ścianą w idealnie widocznym miejscu stał marmurowy posąg pięknej kobiety z diademem we włosach. Jej mądra twarz i skupione spojrzenie wręcz mówiły, że to właśnie ta piękność jest jedną z założycielek Hogwartu i najmądrzejszą czarownicą wszech czasów.
- Do sypialni wchodzi się przez balkon. Po prawej dormitoria mają dziewczynki, po lewej chłopcy. Śniadanie zaczyna się o siódmej.
Kilka chwil później Sophie, podobnie jak inne dziewczynki, spała już spokojnie w swoim łóżku, śniąc o magii, szkole i skrzatach gotujących śniadanie.
- To jest wejście do pokoju Ravenclawu! - wykrzyknął prefekt, wskazując na kamienną ścianę i niewielką kołatkę w kształcie orła. - Aby wejść do Pokoju, należy odgadnąć zagadkę kołatki, ale nie przejmujcie się. Najpierw może być ciężko, ale zagadki są naprawdę banalne.
- Jego brak boli i życie odbiera - odezwała się kołatka po tym, jak Alden nią zastukał.
Sophie od razu coś zaświtało w głowie, ale była tak wyczerpana, że nie miała nawet ochoty się wysilać.
- Znacie odpowiedź? - zapytał prefekt wesoło. - Nie? Wybaczam, chociaż zagadka jest strasznie łatwa. Powietrze.
Kołatka pogratulowała i nagle w ścianie ukazały się ciężkie, dębowe drzwi, które otworzyły się przed tłumem Krukonów. Kiedy weszli do środka, Sophie aż westchnęła z zachwytu. Pokój Wspólny był w kształcie koła. Nie było w nim sufitu, tylko granatowe niebo i błyszczące gwiazdy. Po prawej i lewej stronie wznosiły się schody, które prowadziły na balkon. Pod ścianą w idealnie widocznym miejscu stał marmurowy posąg pięknej kobiety z diademem we włosach. Jej mądra twarz i skupione spojrzenie wręcz mówiły, że to właśnie ta piękność jest jedną z założycielek Hogwartu i najmądrzejszą czarownicą wszech czasów.
- Do sypialni wchodzi się przez balkon. Po prawej dormitoria mają dziewczynki, po lewej chłopcy. Śniadanie zaczyna się o siódmej.
Kilka chwil później Sophie, podobnie jak inne dziewczynki, spała już spokojnie w swoim łóżku, śniąc o magii, szkole i skrzatach gotujących śniadanie.