poniedziałek, 17 października 2016

8 - Wyjątkowe Zajęcia






Uwaga uczniowie klas pierwszych!

17 października (sobota) odbędzie się pierwsza lekcja latania na miotłach. 

Gryffindor i Slytherin rozpoczną zajęcia o godzinie 10:00, a Ravenclaw i Hufflepuff o godzinie 16:00. Zajęcia trwają trzy godziny. Obecność jest obowiązkowa.

- W końcu! - ucieszyła się Sophie.
Wcześniej jeszcze nigdy nie latała na miotle, ale zawsze bardzo chciała się wznieść nad ziemię i poczuć tę ekscytację, o której opowiadał jej tata. Zanim Bruce O'Connor zaczął studia adwokackie, latał w Srokach z Montrose jako ścigający i przez pięć lat błyskotliwej kariery zdobył z nimi dwa mistrzostwa ligi i jedno Europy. Sophie podejrzewała, że jeśli tylko spodoba się jej Qudditch, tata kupi jej miotłę, bo jak wiadomo, stara miłość nie rdzewieje.
- Ech, jeśli się zbłaźnię na tych lekcjach, to brat będzie się ze mnie śmiał do końca życia... - westchnęła Amelia.
Brat Amelii, Marcus, był ścigającym w drużynie Slytherinu. Podobno przez ostatnie trzy lata bardzo przysłużył się drużynie.
Od feralnego wyjścia do biblioteki dziewczyny zaczęły się ze sobą bardziej kolegować, a nawet zawiązała się między nimi nić przyjaźni. Amelia właściwie przestała spędzać czas ze Ślizgonami i zintegrowała się ze swoim domem.
- Przecież latałaś już tysiące razy - pocieszyła ją.
- No wiem, ale...
- Nie ma żadnych "ale"! - przerwała się Sophie. - Zobaczysz, będzie dobrze.
Amy jednak nie wydawała się pocieszona zapewnieniem koleżanki.

Równo o szesnastej, wszyscy uczniowie znajdowali się boisku od Quidditcha. Ustawili się przy ułożonych w dwóch rzędach miotłach, rozdzielając się na domy. Sophie zauważyła, że robi to już automatycznie, jakby uczniowie z innych domów byli inni. Szczególnie tę różnicę było widać między nimi, a Hufflepuffem. Krukoni z jakiegoś niewiadomego dla niej powodu nie przepadali za Puchonami, chociaż nie okazywali tego jak Ślizgoni i Gryfoni w stosunkach miedzy sobą.
- Dzień dobry!
Na boisko weszła profesor Hooch i stanęła między rzędami uczniów.
- Dzień dobry, pani profesor! - odpowiedzieli jej wszyscy chórem.
- Na co czekacie? Wyciągnijcie rękę nad miotłę i powiedzcie "do mnie".
Sophie od razu wykonała polecenie.
- Do mnie!
Miotła podskoczyła, ale w połowie drogi do jej ręki zatrzymała się i opadła na ziemię. Dziewczynka z zazdrością zauważyła, że Amy pewnie trzyma swoją miotłę.
- Do mnie! - spróbowała jeszcze raz.
Tym razem miotła wykonała polecenie i posłusznie znalazła się w jej dłoni. Sporo mioteł leżało jeszcze bez ruchu na murawie, ani myśląc o tym, by posłuchać pierwszorocznych, co podbudowało przed chwilą stłamszone ego Sophie.
Kiedy w końcu wszyscy trzymali swoje miotły, pani Hooch kazała im ich dosiąść.
- Na mój gwizdek! Odbijacie się od ziemi, utrzymujecie w powietrzu na dziesięć sekund, po czym opadacie. Zrozumieliście?
- Tak, pani profesor.
Sophie czuła, że coraz bardziej blednie. Myślała, że zostaną zapoznani z jakąś teorią, a nie będą musieli od razu wznosić się w powietrze. Może i mnóstwo razy widziała, jak to robią inni czarodzieje, ale to byli profesjonalni gracze, którzy mieli to w małym paluszku!
- Raz... dwa... trzy!
Długi gwizd przeciął powietrze i Sophie odbiła się od ziemi. Uniosła się. Naprawdę się uniosła! Może i wiatr wcale nie rozwiał jej włosów i nie ogarnęła jej euforia, ale było naprawdę fajnie.
Na murawę opadła razem z innymi. Jedynie niski chłopak z Hufflepuffu wpadł w chwilową panikę, nie wiedząc, jak ma wylądować, ale profesor Hooch po prostu złapała za rączkę od jego miotły i pociągnęła w dół. Chłopak pisnął i przewalił się przez bok.
Sophie roześmiała się, a instruktorka krzyczała do Puchona, żeby wstawał i nie robił z siebie sieroty.
- Periott, twój ojciec cztery lata temu zdobył mistrzostwo Europy! Spodziewałam się po tobie przynajmniej niewielkiego talentu do latania.
Chłopak wybąkał przeprosiny, robiąc się bardziej czerwony niż dojrzały pomidor.
Przez następne dwie godziny wznosili się coraz wyżej i uczyli się przemieszczać, co dla niektórych okazało się ogromnym problemem. Amy w powietrzu czuła się jak ryba w wodzie i zbierała same pochwały od nauczycielki, która była pewna, że już niedługo będzie w pierwszym składzie drużyny Ravenclawu.
Ostatnią godzinę profesor Hooch przeznaczyła na grę w psudoQuidditcha w nieco innych składach niż było to przewidziane. Było trzech ścigających, dwóch obrońców i szukający. Sophie wraz z Amy i Alanem Seanem grali na pozycji ścigających. Obrońcami byli Luna Lovegood i Adam Swith, a szukającym Mike Aliot, który nie wydawał się najlepszym kandydatem na to stanowisko - był szczupły, ale wysoki. Najlepsi szukający byli bardzo niscy i drobni, co dawało im większą szybkość.
Kiedy kafel poszedł w górę, tylko Amelia zareagowała od razu. Wystrzeliła do przodu, chwyciła kafla i poszybowała w kierunku bramek. Sophie ruszyła za nią, omijając Thomasa Periotta, który przez ostatnie godziny zrobił spore postępy w lataniu. Kiedy reszta ruszyła w kierunku Amy, ta wbiła już pierwszego gola. Kafla przejęli Puchoni. Periott wyminął zgrabnie Lunę Lovegood i podał piłkę do Dashnera, który wysunął się na czystą pozycję. Amelia jednak przepisowo wytrąciła chłopakowi kafla i podała go do Sophie. Kafel był ciężki, ale nie na tyle, by dziewczyna go upuściła z zaskoczenia. Poszybowała do bramek Puchonów. Kiedy tuż przed nią zjawili się Thomas Figg i Denis Brice, który powinien wypatrywać właśnie znicza, Sophie rzuciła kafla do Luny, która na szczęście była skupiona na grze i go zręcznie przejęła, po czym podała go do Amelii. Ta zablokowana od razu przez Figga, oddała piłkę Sophie, której udało się zdobyć gola.
Dashner złapał kafla i zrobił zwód, dzięki któremu udało mu się ominąć Amelię. Był już coraz bliżej bramki Krukonów, ale Mike Aliot wystartował ostro i popędził w stronę Puchona, który kiedy Mike był tuż obok, wypuścił ze strachu kafla. Krukon jednak zatrzymał się nie robiąc nikomu szkody.
- Wydawało mi się, że widziałem znicza - powiedział, ale Sophie mu nie uwierzyła.
Puchoni jednak nie stracili orientacji. Periott przejął kafla i bez problemu zdobył gola dla Puchonów, ponieważ w tym momencie Mike zaczął lecieć pionowo w dół osiągając na starej miotle zawrotne tempo, przyciągając tym samym uwagę wszystkich grających. To już nie było oszustwo, gdyż szukający Puchonów również zaczął lecieć w kierunku zielonej murawy.
Charlotte Sammer pisnęła i zasłoniła sobie oczy rękami, zapominając, że znajduje się jakieś dwadzieścia stóp nad ziemią, przekonana, że chłopcy zaraz się rozbiją i nie będzie czego po nich zbierać.
Denis siedział Mike'owi na ogonie i teraz nawet Sophie widziała złotego znicza, uciekającego przed szukającymi. Krukon zwiększył odległość dzielącą go od Brice'a i wyciągnął rękę. Już prawie dotykał znicza i... zacisnął na nim palce!
Sophie krzyknęła z radości i przybiła Amelii piątkę. Wszyscy podlecieli do Mike'a żeby mu pogratulować. Nawet pani Hooch wydawała się być zadowolona.
- Gratulacje, Krukoni! - powiedziała, przekrzykując gwar. - Za zwycięstwo otrzymujecie trzydzieści punktów!
Sophie roześmiała się ze szczęścia. To była naprawdę ogromna nagroda.
- Periott, chyba jednak jakiś talent masz - pochwaliła go kobieta. - Avery, O'Connor, bardzo dobra gra. Oby tak dalej dziewczęta. A ty Aliot naprawdę mnie zaskoczyłeś. Nie spodziewałam się, że już za pierwszym razem zagrasz tak dobrze. Polecę cię profesorowi Flitwickowi, może zasugeruje, żeby wzięli cię do rezerwy.

Podczas kolacji Adam Swith poruszył temat pochodzenia, więc Sophie wolała nie mieszać się do rozmowy. Jakby nie było, nie znała na sto procent swojego statusu krwi, chociaż podejrzewała, że jest półkrwi.
- Ja jestem pół na pół - powiedział Mike. Podobno tata wynajmował u mojej mamy pokój, kiedy chodził na studia na Magicznym Uniwersytecie. Tata jest synem mugolaków, a mama jest półkrwi. Mama jak miała dziesięć lat wyprowadziła się z rodziną do Francji, więc nie poznała taty w Hogwarcie. Oboje ukrywali przed sobą, że potrafią czarować, aż w końcu spotkali się w Ministerstwie Magii, gdzie odbierali dyplomy ukończenia studiów. Nieźle to nimi wstrząsnęło.
- Ja też jestem pół krwi, zresztą Adam tak samo. Nasi rodzice są kuzynami - powiedział Alan.
- W takim razie nie mamy na roczniku mugolaków - zauważyła Luna, na chwilę odrywając się od Żonglera. Ja i Amelia jesteśmy czystej, a Soph półkrwi.
Sophie odetchnęła. Nie chciało jej się tłumaczyć swojej zawiłej sytuacji rodzinnej, a tak przynajmniej nikt się nie pytał.

~*~

Jak dobrze, że mam ludzia, który przypomina mi, że powinnam dodawać rozdziały ci tydzień... xDDD


3 komentarze:

  1. Ahoy! Eh, nie było mnie ty tak dawno... przeczytam zaraz jeszcze raz (czytaj. Od poczatku) nie mam czasu - wyjeżdżm
    Przepraszam Jawa

    Niech Magia Będzie z Tobą

    OLGAA

    OdpowiedzUsuń
  2. Yaaaaaay przybyłam!! Bardzo mi się podoba opis lekcji!! Jest ciekawy i inny niż ten który nam przedstawili w HPiKF... NO I BARDZO KURNA DOBRZE! Ok, Amy jak na razie zasłużyła na moje rozgrzeszenie, czekam na Ala... Ale looool jacy ci Krukoni wredni dla tych biednych Puchonów! XD Aż smutno trochu XDD Ogólnie rozdział bardzo mi się spodobał ^^ Nie zapominaj o tych rozdziałach, pls ;^;
    NM(agia)BZT!
    Sonia <3

    OdpowiedzUsuń