sobota, 8 października 2016

7 - Nowa szkoła



Docieranie na zajęcia w czasie dziesięciu minut, jakie stanowiły przerwę, okazało się być nie lada wyzwaniem. Hogwart był ogromny. Niektóre sale znajdowały się na pierwszym piętrze, a nawet w lochach i dojście tam z wieży Ravenclawu nie było proste, szczególnie, kiedy schody miały humorki, niczym kobiety w ciąży. Raz, kiedy Sophie schodziła na drugie piętro, schody nagle się poruszyły i przesunęły się na piętro czwarte! Na dodatek nie zawsze miała okazję iść z kimś i musiała znosić swoje zagubienie samotnie.. Amelia mnóstwo czasu spędzała ze swoimi znajomymi ze Slytherinu. Głównie z Macnairem, ale również z Draco Malfoyem. Do ich grona przyłączył się również Alfred, mimo swojej przynależności do Gryffindoru. Luna - współlokatorka Sophie również chodziła przeważnie własnymi ścieżkami. No i była nieco stuknięta. Dlatego Krukonka często zostawała zupełnie sama i tylko, kiedy miała wspólne lekcje z Gryfonami, mogła dołączyć do Matta lub Ginny.
Pierwszą lekcją w planie była transmutacja. Profesor McGonagall okazała się być jedną z tych osób, które nie muszą podnosić głosu, by w klasie było cicho. Sophie od razu zrozumiała, że to bardzo surowa i wymagająca kobieta. Ale również bardzo sprawiedliwa. Nie faworyzowała nikogo. Transmutacja okazała się być trudna, ale fascynująca.
Podobne wrażenie Sophie odniosła na eliksirach. Kiedy profesor Snape wszedł do klasy, zrobiło się nieprzyjemnie. Atmosfera nagle stała się grobowa, chociaż to była tylko zwyczajna lekcja.
- Na moich lekcjach nie będzie bezsensownego wymachiwania różdżkami. Tutaj nauczycie się jak uwarzyć sławę, ujarzmić chwałę, a nawet zatrzymać śmierć. Oczywiście okażecie się zapewne takimi samymi tłumokami jak poprzednie roczniki. Chociaż znajdzie się wśród was kilka osób, które opanują tę trudną sztukę, jaką jest ważenie eliksirów. 
Rozejrzał się po klasie, a w jego wzroku było coś, co kazało Sophie skulić się i stać się niezauważalną. W końcu jego spojrzenie zatrzymało się na bladym Puchonie, który wyglądał jakby miał zaraz albo zemdleć, albo zwymiotować.
- Brice, powiedz mi, jakie właściwości ma Alrauna.
Niewielkie poruszenie wśród Krukonów wskazywało, że tak jak Sophie, znają oni odpowiedź na to pytanie. Niestety, ów Brice najwyraźniej nie zajrzał do podręcznika.
Sophie przypomniała sobie, że ta informacja znajdowała się na pierwszych stronach, w dziale "Magiczne rośliny oraz ich zastosowanie w ważeniu eliksirów".
- Nie wiesz? Cóż za niefortunność. Czyżbyś nawet nie zajrzał na pierwsze dwie strony podręcznika? Całą druga strona poświęcona jest głównie Alraunie. 
Chłopak spuścił wzrok, a jego blade policzki pokryły się rumieńcem. 
- W takim razie napiszesz na następną lekcję wypracowanie na ten temat. Avery, bawi cię to?
Amelia rzeczywiście wyglądała na rozbawioną. Nie ugięła się pod wpływem miażdżącego spojrzenia Snape'a, tylko bez skrępowania patrzyła mu się w oczy.
- To podstawowe zagadnienie, panie profesorze. Trudno nie znać odpowiedzi na pana pytanie.  Szanujący się czarodziej...
- Avery, pomożesz panu Brice'owi w napisaniu wypracowania.
Amelia od razu umilkła niezadowolona.
Sophie, mimo nieprzyjemnego profesora, polubiła eliksiry. Po kilku lekcjach okazało się, że ma do nich talent, ale Amelia była o wiele lepsza. Zdawała się znać wszystkie przepisy na pamięć. Za karne wypracowanie otrzymała dziesięć punktów dla Ravenclawu, czym od razu zyskała sobie sympatię chłopców z rocznika. Denis Brice, mimo takiej samej pracy, nie otrzymał żadnej nagrody.

- Hej, Sophie!
Kiedy kierowała się do wieży Ravenclawu, dogoniła ją Amy. Uśmiechnęła się czarująco i Sophie była pewna, że zaraz usłyszy jakąś prośbę.
- Zrobiłaś już to zadanie od McGonagall?
- Nie - odparła Sophie.
Zadanie było dość ciężkie, ale informacje do niego były zapewne w każdej książce o transmutacji, więc planowała, że zrobi je dzisiaj w pokoju wspólnym.
- W takim razie, zostaje mi je zrobić samej... - westchnęła. - Idę do biblioteki. Idziesz ze mną? Jak popracujemy we dwie, pójdzie szybciej.

Praca domowa rzeczywiście poszła bardzo szybko, ale dziewczyny stwierdziły, ze skoro już są w bibliotece, odrobią resztę zadań domowych, nawet te zadane dopiero na przyszły tydzień i pouczą się na sprawdzian z historii magii, co szło im bardzo opornie, gdyż dwudziestoletnia wojna rzymsko-egipska nie należała do najciekawszych - nawet mugole o niej zapomnieli, a oni akurat historię gromadzili z o wiele większą dokładnością od czarodziejów.
- Merlinie... - jęknęła Amy, kładąc się na książce. - Mam dość! Po co mi wiedzieć, że Peleusz Żółty zginął, potykając się o ciało i nabijając na rękojeść miecza? I dlaczego on jest żółty? Przecież to Rzymianin! U nich tylko biali mogli być wolnymi ludźmi...
- A dlaczego Ulryk Niegodziwy albo Mikołaj Dwubrody? Przydomki nadawano im po śmierci, a że nie są one zbyt inteligentne, to już inna sprawa...
Nagle tuż obok ich stolika wyrosła pai Pince, zupełne jakby teleportowała się, by dodać element zaskoczenia do ich nudnego życia. Przy okazji potwierdziła teorię, jakoby każdy nauczyciel w Hogwarcie opanował tajemną sztukę pojawiania się i znikania w najmniej spodziewanych momentach.
- Dziewczęta, a co wy tu jeszcze robicie?! - usłyszały nad sobą skrzekliwy głos bibliotekarki - pani Pince. - Jest już za pięć dwudziesta! Za chwilę zacznie się cisza nocna! Macie jak najszybciej stąd zmykać.
Amy spojrzała się przerażona na Sophie, a ta odwzajemniła spojrzenie. Nawet nie zauważyły, kiedy minęły te trzy godziny. Jak najszybciej zerwały się ze swoich miejsc, zgarnęły pergaminy, pióra i książki do toreb, po czym wybiegły z biblioteki. Na szczęście wejście do Wieży Ravenclawu znajdowało się na piętrze piątym, czyli tylko jedną kondygnację wyżej od biblioteki i prowadziła do niego tajne przejście znane wszystkim Krukonom. Przeszły przez nie i po chwili znalazły się w wąskim korytarzu. Tutaj już raczej nikt nie powinien ich przyłapać, ale i tak biegły najszybciej, jak potrafiły, żeby nie złamać szkolnych reguł. Pani Norris - wredna kotka Argusa Filcha potrafiła być wszędzie, nawet na schodach prowadzących do Ravenclawu.
Jednak po kilku minutach biegu zdały sobie sprawę, że coś jest nie tak. Już dawno powinny zacząć się schody.
- Sophie, chyba wbiegłyśmy w zły korytarz! - pisnęła Amelia. - Jest już po ósmej!
Rzeczywiście, jej magiczny zegarek wyświetlał już pięć po.
- Wracamy - zarządziła Sophie.
Odwróciła się i spojrzała się prosto w żółte oczy pani Norris, która wydawała się uśmiechać złośliwie. Z głębi korytarza słychać było charakterystyczne sapanie woźnego.
- Spadamy - szepnęła Amy i rzuciły się do ucieczki.
Po chwili wypadły przez gobelin na pusty, ciemny korytarz. Kilka postaci z portretów skomentowało ich karygodne zachowanie. Woźny zdawał się być tuż za ścianą. Nie myśląc wiele, Sophie otworzyła najbliższe drzwi i wciągnęła Amelię do środka, nie zważając na spory napis "Nieczynne" na tabliczce przybitej do drzwi.
Znalazły się w łazience. Nie była to jednak zwyczajna łazienka, jakich w zamku mnóstwo. Była zdecydowanie opuszczona. Podłoga była brudna i mokra, okna powybijane, kabiny zapuszczone. Na samym środku w okręgu stały pięknie rzeźbione umywalki, które były jedynym miłym dla oka elementem pomieszczenia.
Sophie zaciągnęła Amy do najbliższej kabiny w ostatnim momencie. Drzwi się otworzyły i do środka zajrzał Filch.
Po chwili jednak drzwi się zamknęły, a dziewczynki przypomniały sobie, że oddychanie jest wymagane do przeżycia.
- Nigdy więcej nie idę z tobą do biblioteki - wyszeptała Sophie w obawie, że ktoś może ich usłyszeć.
Amy nie odpowiedziała. Stała przy umywalce, dysząc ciężko. Sophie nagle zdała sobie sprawę, że ledwo stoi na nogach. Po kilku minutach morderczego biegu jej płuca płonęły żywym ogniem, a mundurek był wilgotny od potu. Podeszła do Amy, żeby spryskać twarz zimną wodą i zauważyła, że koleżanka kręci kurkiem w jedną i drugą stronę, ale z kranu nie leci woda.
- Myślisz, że wyłączyli tutaj wodę? - zapytała Sophie.
- Nie - powiedziała, po czym ściszyła głos konspiracyjnie - ale to jest łazienka Jęczącej Marty. Dopiero teraz się zorientowałam.
- Jęczącej? Dlaczego?
- Marta jest... bardzo przewrażliwiona. Prawie codziennie wpada w szał i zalewa cały korytarz, Aż dziwne, że teraz jej tutaj nie ma.
- Bardzo by się wkurzyła? - zlękła się Sophie, rozglądając uważnie.
Miała wrażenie, że zaraz z zepsutego kranu, zamiast wody, wypłynie Marta, która w nim siedzi i nie pozwala wodzie lecieć.
- Ej! Tutaj coś jest! - wykrzyknęła Amy, zapominając zupełnie, że w tej toalecie powinno się zachować absolutną ciszę.
Amelia odsłoniła kran tak, żeby Sophie też mogła go zobaczyć. Najpierw nie zrozumiała, o co chodzi koleżance. Kran zdecydowanie był ładny. Gruby i marmurowy. Dopiero po chwili zauważyła wyrytego w nim węża, który zdawał się wić.
- To dziwne... bardzo ślizgońskie.
- Wąż był ulubionym zwierzęciem Salazara - poinformowała ją Amy profesorskim tonem. - Może jakiś Ślizgon go tu wyrył. Wygląda na bardzo starego...
Rzeczywiście, ogon węża był ukruszony. Po chwili w oczy Sophie rzuciło się, że gad był czysty, jakby nie raz ktoś go przecierał.
- Możliwe - odparła Sophie. - Ale proponuję wrócić to kiedy indziej. Na przykład wtedy, kiedy pora będzie bardziej odpowiednia. Jest już długo po ciszy nocnej!

Pierwszoklasistki rozejrzały się uważnie, czy nikt nie idzie i przemknęły do tajnego przejścia za gobelinem, które prowadziło prosto na piąte piętro. Chyłkiem przedostały się do Pokoju Wspólnego, automatycznie odpowiadając na pytanie kołatki.
Luna Lovegood, z którą dzieliły dormitorium, jeszcze nie spała, ale nie zapytała współlokatorek, czemu wałęsały się po nocy. Była tak pogrążona we własnym świecie, że pewnie nawet nie wiedziała, że już po dwudziestej.
- Nigdy więcej nie pójdę z tobą do biblioteki - powiedziała Sophie po raz kolejny.
- Oj tam, przecież to była świetna przygoda!

~*~

No to tego... działo się coś. Wow xD
Dedyk dla Sonii ^^

5 komentarzy:

  1. No... Na poczarku rozdziału już dostałam wkurwa na Amy i Alfreda... Amy się dziś wybroniła i chwała jej za to. Ale Al nadal ma punkty ujemne. Arysokratyczne dupki, pff... No ale nieźle tam wbiły do tej Marty xd fartem chyba jej nie było xd Może podglądała Ceda *lenny* I wgl mają szczęście, że nie tak jak Clar i Lori w pokoju wspólnym nie czeka na nie Patrick (bo zdał xd) No ale jednak nie mogłam się wyzbyć tej satsfakcji, że Amy dostała od Snape'a xd
    Dzięki za dedyk <3
    NMBZT!
    Sonia ♥

    OdpowiedzUsuń