-
Hej Sophie, wstawaj! Wstawaj! - krzyczała Luna Lovegood, szturchając
koleżankę.
Dziewczynka
mruknęła coś niezrozumiałego i skuliła się pod swoją granatową
kołdrą.
Przez
ostatnie półtorej miesiąca zdążyły w miarę poprawić swoją
relację. Luna odzywała się częściej na tematy związane z takimi
rzeczami jak szkoła, Quidditch i książki, a one nie spoglądały
krzywo na naszyjnik z kapsli po piwie i stosik Żonglera na
jej szafce nocnej.
-
Za dziesięć minut śniadanie, spóźnisz się - poinformowała ją
Amelia i wyszła z dormitorium.
Chłodna
i opanowana – typowa ona. Chociaż Sophie miała chwile zwątpienia,
kiedy szwendały się nocą po korytarzach szkolnych, wracając z
biblioteki, a oczy Amy błyszczały z podekscytowania. Wtedy
zamieniała się z Krukonki o iście slizgońskim usposobieniu w
prawdziwą Gryfonkę.
-
Za pięć minut wstanę, dobrze Luno?
-
Jak chcesz. Ale ja nie będę do ciebie przychodziła po śniadaniu!
- dziewczyna wyszła z dormitorium, trzaskając drzwiami.
Sophie
przewróciła się na drugi bok i zamknęła oczy.
Obudziła
się wyspana i od razu rozbudzona. Tak wypoczęta czuła się
jedynie w wakacje, kiedy nie chciało jej się wstawać rano i leżała
w łóżku do późna. Cudowne uczucie.
Nagle
zerwała się z łóżka przypominając sobie wydarzenia sprzed
ponownego zaśnięcia.
-
Merlinie, zaspałam! - pisnęła przerażona.
I
wtedy uświadomiła sobie, że w dormitorium jest ciemno. Amy i Luna
spokojnie śpią w swoich łóżkach z zaciągniętymi kotarami, a
zegar wskazuje dopiero piątą rano.
-
To był sen... - jęknęła zrezygnowana.
A
nawet koszmar i to jego najgorszy rodzaj, który powoduje u ludzi
stan przedzawałowy i panikę.
Wiedziała,
że już nie zaśnie, więc przygotowała się do lekcji i z nudów
napisała list do rodziców. Ostatni raz pisała do nich po ceremonii
przydziału, a oni wysyłali listy co trzy dni, zasypując ją
pytaniami. Sophie po prostu nie miała czasu im odpisać, pogrążona
w nauce i szkolnym życiu. Oboje jej rodzice skończyli Hogwart i
często wspominali, że rozumieją, jak wspaniałe chwile teraz
przeżywa.
Kochani
rodzice!
U
mnie wszystko dobrze. Zaprzyjaźniłam się z Amelią Avery, która
jest ze mną w dormitorium. Oprócz niej jest jeszcze Luna Lovegood,
całkiem miła, ale trochę nieobecna. Wczoraj opowiadała nam o
narglach, ale ja nadal nie wiem, czym one są. Może Wy wiecie? A jak
znajdziecie jakieś informacje, to możecie jeszcze dowiedzieć się
czegoś o gatkach niepospolitych, czy jakoś tak. Luna gadała o nich
ostatnio jak najęta, bo w „Żonglerze” poświęcili na to cały
artykuł. Jakaś podejrzana gazetka, przecież ich istnienia nikt nie
potwierdził naukowo!
Na
zaklęciach nie nauczyliśmy się jeszcze żadnego zaklęcia!
Profesor Flitwick ciągle przygotowuje nas do Vindgardium Leviosa,
ale ja i Amy już je opanowałyśmy. Jesteśmy przecież z
Ravenclawu, a to nas do czegoś zobowiązuje! Oprócz tego
potrafię jeszcze rzucić zaklęcie naprawiające, niszczące i
wywołujące łaskotki... podobno bardzo dobre w ataku. Może kiedyś
będę mogła je wypróbować!
Na
obronie przed czarną magią nie uczymy się niczego przydatnego.
Właściwie, to powoli zaczynam zauważać, że profesor Lockhart
uczy nas o sobie, a nie o obronie przed złem. Nie wiem, co o tym
myśleć… o czym wy się uczyliście dawno, dawno temu, kiedy
chodziliście do Hogwartu?
Tak
ogólnie to u mnie wszystko dobrze. Nie miałam jeszcze żadnego
szlabanu i zdobyłam kilka punktów dla domu. A, właśnie! Jakiś czas temu mieliśmy zajęcia z latania. Uwielbam Quidditch!
Kocham
Was!
Sophie
Minęła
już szósta, więc Sophie mogła pójść wysłać list. Korytarze o
tej porze były puste i ciche. Można było powiedzieć, że martwe,
bo nawet postacie na portretach nie chrapały.
Żeby
dojść do Sowiarni z pokoju Ravenclawu trzeba było pokonać dość
długą drogę, ale Sophie dotarła tam w miarę szybko. Wspięła
się po stromych schodach zachodniej wieży i weszła do pomieszczania. Od razu
uderzyło ją zimne, wilgotne powietrze poranka i smród sowich
odchodów.
Sowiarnia
była okrągłym pomieszczeniem, w którym okna zajmowały prawie
całą powierzchnię ścian, nie miały szyb, więc w środku
panowała taka sama temperatura, jak na zewnątrz, a wiatr potrafił
być naprawdę ogromny, mimo częściowo zamkniętej przestrzeni.
-
Ginny?
Rudowłosa
Gryfonka stała na przeciwko wejścia. Jej szata była cała w
pierzach. Dziewczynka przyciskała do piersi czarny, prosty dziennik,
jakby był największym skarbem na planecie. Zapewne jej pamiętnik.
Wyglądała na spanikowaną i przerażoną.
-
Hej, coś się stało? - zapytała zaniepokojona i podeszła do
dziewczyny.
Ta
pisnęła i odskoczyła od Sophie, po czym wybiegła z Sowiarni. Ręce
miała umazane w czymś czerwonym i Krukonka miała nadzieję, że
jest to farba, nie krew.
Odnalazła
Cliodne, która jak zwykle patrzyła się na Sophie tym spojrzeniem,
które wwiercało się w duszę i wywoływało dreszcze. Cudowne
stworzenie.
-
Zanieś to moim rodzicom, dobrze?
Sówka
uszczypnęła ją przyjacielsko w palec i wyleciała z Sowiarni.
Idąc
korytarzem, Sophie zastanawiała się, co też napadło Ginny.
Zazwyczaj się tak nie zachowywała i była... zwyczajnie normalna. A
teraz lata po zamku oblepiona piórami. I farbą. Bo to była
farba, musiała być.
Gdyby
to powiedziała Amelii, ta by ją wyśmiała, podobnie jak wszyscy
inni, więc zdecydowała się nikomu o tym nie mówić i porozmawiać
z Ginny, kiedy nadejdzie taka możliwość.
-
Powtórzcie za mną: Wingardium Leviosa! Na razie bez różdżek.
Sophie
powtórzyła dawno już opanowane zaklęcie. Amy pisała coś na
pergaminie i chyba nie słuchała profesora.
-
Dobrze, a teraz razem z różdżką. Pamiętacie: obrót i trach.
-
Wingardium Leviosa.
-
Dobrze, bardzo dobrze!
Machnął
różdżką, a na ich ławkach pojawiły się białe pióra.
Sophie
wycelowała różdżkę w to leżące przed nią i wypowiedziała
formułkę. Jej pióro uniosło się w górę i poruszało się
zgodnie z ruchami jej różdżki. Większość Krukonów poradziła
sobie już za pierwszym razem. Znając życie, tak jak ona ćwiczyli
od kiedy tylko poznali formułkę.
Puchonom
nie szło tak dobrze. Jedynie Thomasowi Periottowi oraz Charlotte
Sammer udało się lewitować pióro.
-
Gratulacje! - wykrzyknął profesor. - Pięć punktów dla każdego,
któremu zaklęcie się udało.
Kiedy
Sophie i Amy siedziały w Pokoju Wspólnym i odrabiały zadanie
domowe z obrony "Jak Gilderoy Lockhart pokonał wampira Josepha
w Podróżach z Wampirami i jaki wniosek można z
tego wyciągnąć", a także zadanie dodatkowe z tego przedmiotu
"Napisz krótką biografię Gilderoya Lockharta, w której
zawrzesz wszystkie informacje biograficzne z książki Wakacje
z Wiedźmami".
Sophie
jednak ciągle zastanawiała się nad tym, co wydarzyło się rano i
opowiedziała o wszystkim Amelii, zapominając o tym, że nie należy
ona do empatycznych ludzi, którzy udzielają rad.
-
Nie wiem, co o tym myśleć... Ginny rzeczywiście od jakiegoś czasu
zachowuje się coraz dziwniej, ale przecież nikt nam nie uwierzy.
Nam.
Amelia jej naprawdę wierzyła! Czyli historia musiała zrobić na
niej wrażenie.
-
Myślę, że powinnyśmy się tym nie przejmować. To przecież
Weasley. W szkole ma czwórkę rodzeństwa. Jeśli będzie się coś
dziać, na pewno zauważą. To przecież ich jedyna siostra, do tego
młodsza. Zapewne dbają o nią bardziej niż o siebie. To ich
problem. My zajmijmy się sobą i jak znowu spotkamy Ginny w takim
stanie, to nie pozwolimy jej uciec – wróciła do pisania eseju. -
Słuchaj, gdzie w Wakacjach z Wiedźmami była
informacja o tym, jaki jest ulubiony smak Lockharta?
~*~
Kto lubi takie sny? Ja po takich zawsze mam Deja Vu, a to jest takie dziwne... Swoją drogą, w końcu ni spóźniłam się z rozdziałem!
Jak tam u was? Ja cieszę się wolną sobotą i robię sobie małą przerwę od pisania, ale czuję wenę, więc jutro się zabiorę za kolejne rozdziały ^^
Wiesz co u mnie i jai mam zapierdziel w sql... Na szczęście na jtr mam do zrobienia tylko te 5 zadań z matmy z czego każdy ma 10 podpunktów.. W każdym razie bardzo mi się podoba to całe wypracowanie XD Z chęcią bym takie napisała, bo dla Lockharta wystarczyłoby napisanie "jesteś wspaniały" na pół stopy i dwadzieścia punktów w kieszeni XDD Och, no co ta Ginny może skrywać? No ja N IE MAM pojęcia WCALE XDD Ach ten piękny dziennik <3 Kocham go <3
OdpowiedzUsuńNo dobra dość może o mojej dziwnej miłości... lecę przepisywać te dwa akapity
NMBZT
Sonai