sobota, 10 grudnia 2016

14 - Gryffindor vs Slytherin




Siedzieli we czwórkę w bibliotece przeglądając podręczniki od transmutacji. Sophie już skończyła odrabiać zadanie, więc jedynie przyglądała się przyjaciołom, co jakiś czas podpowiadając, co mogą napisać. Transmutacja była jej pasją i przychodziła jej z łatwością.
- Skończyłem - powiedział niepewnie Matt.
Od wczoraj chodził jakiś przybity, jakby ciągle go coś męczyło. Sophie wolała jednak poczekać aż on zacznie temat.
- Daj, sprawdzę - zaproponowała. 
Podał jej pracę, uśmiechając się z wdzięcznością.
W czasie kiedy sprawdzała dość dobry referat i co jakiś czas poprawiała błahe błędy. Reszta już skończyła swoje prace, ale jakoś nikt nie miał większej ochoty się rozstawać, więc rozmawiali swobodnie o szkole, nauczycielach i życiu poza Hogwartem, Sophie co jakiś czas dodawała kilka słów od siebie, ale dopiero pytanie Matta zwróciło jej całkowitą uwagę.
- Myślicie, że w szkole jest bezpiecznie?
- A dlaczego miałoby nie być? - zdziwiła się Amelia.
- Komnata Tajemnic - podsunął jej Matt.
- No tak, i co z tego?
- Ostatnim razem potwór zabił mugolaczkę - przypomniał Alfred scenicznym szeptem.
- Och...
- A ja, bo chyba zapomniałaś, jestem mugolakiem.
- Nie masz się czego bać - zapewnił go Alfred. - Ten potwór woli dziewczyny.
Wszyscy się roześmiali, ale Matthias nadal nie wyglądał na przekonanego.

W dzień meczu między Gryffindorem a Slytherinem, uczniowie tych domów zaczęli zachowywać się w stosunku do siebie jeszcze bardziej brutalnie i opryskliwie, zupełnie jakby dzisiaj wypadał mecz o wszystko, a nie zwyczajna rozgrywka. Sophie starała się trzymać nieco z boku i nie wchodzić w paradę żadnej ze stron, ale nie było to zbyt proste, szczególnie, że Amelia, podobnie jak połowa Krukonów, kibicowała Slytherinowi, więc Sophie jako jej przyjaciółka była stawiana po stronie Wężów. Nie wzięła jednak przykładu z przyjaciółki i nie założyła zielonych ubrań, dzięki czemu nie musiała unikać gromiących spojrzeń Gryfonów podczas drogi z Wieży Ravenclawu do Wielkiej Sali na śniadanie.
- Hej, kuzynko!
Sebastian Macnair, który akurat wyszedł z lochów, kiedy tylko zauważył Amelię, odszedł od swoich kolegów i objął arystokratkę ramieniem, opierając na niej cały ciężar swojego ciała.
- Nie masz co robić, Bastian? - wystękała, próbując się wyswobodzić.
- Nie - odparł, leniwie przeciągając samogłoski. - Brakuje mi codziennego wnerwiania cię. Swoją drogą, jestem Sebastian Macnair.
Wyciągnął do Sophie rękę. Krukonka zauważyła, że chłopiec jest od niej o kilka centymetrów niższy, chociaż jego pewna siebie postawa sprawiała, że nie było to widoczne.
- Sophie O'Connor. Miło cię poznać.
Uśmiechnęła się do chłopaka niepewnie. Mimo kilkudziesięciu opowieści, którymi obdarzyła ją do tej pory Amy, Sophie nadal nie była pewna, czy przyjaciółka lubi, czy nie znosi swojego kuzyna. Wydawał się być całkiem miły.
- Pamiętasz komu kibicować, nie? - zwrócił się do Amy.
- Czy ty coś sugerujesz?
- Po prostu znam faworyta - odparł.
- Żebyś się nie zdziwił - prychnęła i pociągnęła Sophie do stołu Krukonów.
Dziewczynka nie mogła powstrzymać śmiechu, gdyż wiedziała, że Amy całym sercem jest za Slytherinem w tym meczu.

Po śniadaniu wszyscy uczniowie ruszyli na boisko, Sophie i Amy wyszły jako jedne z ostatnich, żeby uniknąć tłumów i stratowania przez Gryfinów i Ślizgonów, którzy chcieli zając jak najlepsze miejsca na trybunach. O dziwo, wychodząc z sali spotkały Alfreda.
- Nie idziesz? - zapytała Amelia.
Jasne policzki Ala zalał blady rumieniec. Dzięki temu spostrzegła rodzinne podobieństwo do Malfoyów, które skrzętnie ukrywały ciemne włosy.
- Ja chyba sobie odpuszczę - mruknął.
- Co?! - wykrzyknęła zaskoczona Amy. - Przecież to mecz twojego domu!
Alfred jeszcze bardziej się zasępił. Sophie coś zaczęło świtać, ale nie mogła uchwycić się tej myśli, która rozjaśniłaby całą tę sytuację.
- Adam jest w drużynie.
- Nie wiesz komu kibicować - stwierdziła Amelia. - Marc też jest w drużynie, a ja i tak zawsze kibicuję naszej drużynie. To znaczy Ravenclawowi.
- Ale to jest Marcus - prychnął chłopak. - On podczas meczu widzi tylko ścigających i kafel. Nawet nie myśli, żeby wyszukiwać w tłumie ciebie, a Adam na pewno by to zrobił, żeby tylko się upewnić, czy go zdradziłem - powiedział z jadem. - Idę do biblioteki, mam lekcje do odrobienia, a wy lepiej się pospieszcie, zaraz gwizdek.
Skierował się w stronę schodów, a Amelia ruszyła do wyjścia. Sophie po chwili podbiegła do przyjaciółki.
Po błoniach niosły się krzyki podekscytowanych uczniów, a gdy przeciął je przeszywający gwizd, wybuchła prawdziwa wrzawa, z której wyraźnie można było wyróżnić doping Slytherinu i Gryffindoru.

Alfred obudził się w Pokoju Wspólnym. Przykryty był kocem, co oznaczało, że jakiś skrzat domowy jak zwykle chciał poprawić jego żywot.
Zegarek, który dostał od wujka wskazywał, że jest już sporo po drugiej. Jak zwykle zasiedział się nad eliksirami i został w salonie ostatni. Zapakował w pośpiechu pergaminy i książki do torby i już miał wstać, ale w tym momencie portret Grubej Damy odsłonił dziurę w ścianie. Chłopiec wcisnął się jak najgłębiej w fotel, mając nadzieję, że osoba, która właśnie weszła go nie zauważy. Profesor McGonagall wyraźnie zaznaczyła, że po północy powinni przebywać w dormitoriach.
Jednakże osoba, która pojawiła się w Pokoju Wspólnym była znacznie niższa od vice-dyrektorki. Al poznał kim jest po rudych włosach, które wyróżniały się w blasku księżyca. Kiedy Ginny Weasley wkroczyła w światło księżyca wpadające przez okno, Al prawie krzyknął, kiedy zauważył, że dziewczynka cała uwalana jest w krwi i piórach. Nie. To nie mogła być krew, po prostu nie mogła. To nie było logiczne.
- Ginny!
Podbiegł do niej i złapał za nadgarstek zanim w ogóle zastanowił się nad tym, co robi.
- Coś się stało? Nie powinnaś iść do Skrzydła Szpitalnego? - zapytał.
- Zostaw mnie, Al! - warknęła.
Wyszarpnęła się i uderzyła go czarną, niepozorną książeczką, którą trzymała w drugiej ręce.
- Co jest?! - rzucił w stronę zatrzaśniętych drzwi do dormitorium dziewczyn.

Następnego dnia szkołę obiegła wieść o tym, że Colin Creevey został spetryfikowany w nocy, tak samo jak pani Norris w Noc Duchów.
________________________________________________
Napisałam. Wow, nie wierzę. Sonia, w końcu mi się udało! xD

1 komentarz:

  1. Wow, też nie wierzę XDD Ale ten rozdział tu jest i tańczy dla mnie! i myli znaki interpunkcyjne tez dla mnie, yaay ^^ jestem z ciebie dumna!! ^^
    Auć szkoda mi i Matta i Ala. :/ Seryjnie, strasznie mi ich szkoda. Al biedny z powodu brata, Matt z powodu Bazyliszka... Szczególnie, że jak na ironię Al próbował uspokoić Ala, a tu jebut Colin spetryfikowany... I jeszcze ta Ginny, brr... Krótko bo krótko, ale jak zwykle ciekawie XDD o błędy to nwm czy ci wypisać na fb czy sama je znajdziesz, w końcu jesteś mądra, tak? XDD <3
    NWBZT!
    Sonia <3

    OdpowiedzUsuń