sobota, 24 grudnia 2016

16 - Dziennik



Koniec semestru przywitał ich gradem, wiatrem i deszczu, który zimnymi strugami uderzał prosto w uczniów, którzy starali się pokonać dłużącą się drogę z zamku do cieplarni jak najszybciej było to możliwe, przy czym błotnista kałuża, którą nauczyciele z uporem nazywali błoniami zdecydowanie nie nadawała się do szybkiego chodzenia. A właściwie nie nadawała się do niczego, bo czasami sprawiała wrażenie, jakby jezioro się rozszerzyło na cały zielony teren Hogwartu. Po tygodniu zmagań z ciężkim żywiołem, jakim była grudniowa, późnojesienna pogoda, grono pedagogiczne zdecydowało się na przeniesienie lekcji na zewnątrz do zamku.
Dlatego, kiedy Sophie ostatniego dnia wyjrzała przez okno, bardziej z przyzwyczajenia niż ciekawości, była pewna, że zaraz zemdleje albo dostanie zawału. Zniknęła szarozielona breja. Wszystko było idealnie białe. Jezioro skuła cienka warstwa lodu, a świat nagle z idealnej wizualizacji najgłębszej czeluści piekła zmienił się w magiczną, bajkową krainę. Nic więc dziwnego, że po chwili oszołomienia, Sophie pisnęła z zachwytu i z zapomnianym już entuzjazmem rozpoczęła ostatni dzień nauki przed wyjazdem na święta Bożego Narodzenia do domu. Już nie mogła się tego doczekać. Pokochała Hogwart, który bardzo szybko stał się dla niej drugim domem, ale jej rodzinny domek w Kinross zawsze zajmował szczególne miejsce w jej sercu. Ze swoim niewielkim ogródkiem na tyłach domu, huśtawką zawieszoną na gałęzi drzewa oraz dwiema czereśniami, które w lecie stanowiły centrum całego znanego Sophie świata. No i stęskniła się za rodzicami. Dlatego, mimo wszystko, chciała jak najprędzej wrócić do domu i podzielić się z całą magiczną rodziną wszystkim, czego nie opisała w listach.

Sophie jak zwykle zajęła swoje miejsce w drugim rzędzie na przeciwko biurka profesor McGonagall i wyjęła podręcznik oraz wypracowanie, które zdecydowanie było najlepszym w jej dotychczasowej karierze szkolnej. Nie dość, że napisanie go zajęło jej niecałe pół godziny, to na dodatek przekroczyła trzykrotnie wymaganą przez opiekunkę Gryffindoru długość.
- Dzień dobry, uczniowie. Dzisiaj, jako że to wasz ostatni dzień nauki w tym semestrze, nie nauczymy się niczego nowego - Krukoni jęknęli zgodnie. - Tylko napiszecie krótki test.
Sophie, która z transmutacją radziła sobie najlepiej w klasie i kochała ten przedmiot całym sercem, uśmiechnęła się radośnie, na co Amelia prychnęła, co według Sophie było absolutnie niepotrzebne.
- Coś ci wypadło z torby - powiedziała cicho, wskazując na czarną książeczkę leżącą na podłodze.
Sophie podniosła ją i przekartkowała.
- To nie moja. No i jest całkiem pusta - stwierdziła.
- Przed nami lekcję mieli Gryfoni i Ślizgoni z naszego rocznika, więc pewnie to któregoś z nich.
- Zostawię u profesor McGonagall po lekcjach - powiedziała bardziej do siebie niż do przyjaciółki.
Kiedy na ławce pojawił się test, Sophie od razu zaczęła go rozwiązywać. Nie był trudny, raczej średni i trzeba było znać materiał, żeby go zrobić, ale na pewno nie krotki, jak to McGonagall zapowiedziała na początku lekcji. Rozwiązanie czterdziestu pytań z czego połowy otwartych, zajęło jej prawie całe dwie godziny lekcyjne.
Z klasy wyszła naprawdę wykończona, a tajemnicza czarna książeczka, spoczywająca na dnie jej torby, całkowicie wyleciała jej z głowy.

W dormitorium spakowała wszystkie swoje rzeczy, żeby nie musieć tego robić następnego dnia i zabrała się za pisanie krótkiego listu do rodziców, w którym przypomniała im, że sama się nie odbierze z peronu i mają pamiętać, by przyjść punktualnie. Uśmiechnęła się na wspomnienie tego, jak kiedyś tata spóźnił się pół godziny, gdy miał odebrać Sophie po wyciecze szkolnej, bo mama była w Glasgow na Europejskiej Konferencji Uzdrowicieli. Ale nie było nawet tak źle, bo zabrał potem Sophie na duże lody.
Wracając z sowiarni postanowiła zajrzeć do biblioteki, która oczywiście była jak najbardziej po drodze. Tak jak pokój Ravenclawu znajdowała się na piątym piętrze, a to, że w innym skrzydle było maleńkim szczegółem. Zresztą potrzebowała książki do projektu na zielarstwo, więc Sophie miała jakieś wytłumaczenie tej wizyty.
Przechadzając się miedzy wysokimi, długimi regałami, zdała sobie sprawę z tego, ze nawet nie zapytała Amelii o czym ten projekt ma właściwie być, bo ta nie raczyła tego powiedzieć po tym, jak wylosowała karteczkę z tematem.
Sięgnęła po książkę, która swoim jaskrawożółtym kolorem raziła w oczy i skutecznie zwracała na siebie uwagę. Niesamowite Potwory Zapomniane Przez Czarodziejów - głosił tytuł. Przejrzała ją z ciekawością, przypominając sobie o dziwnym spotkaniu z Jęczącą Martą, kiedy ta opowiedziała im o stworzeniu o ogromnych żółtych oczach. A skoro Sophie miała już taka książkę, grzechem byłoby jej nie przeczytać.
Przez pierwsze kilka rozdziałów przebrnęła wyjątkowo szybko, mityczne stwory były wyjątkowo ciekawie opisane. Dopiero w rozdziale Wymarłe znalazła to, czego szukała.

Bazyliszek

Jest to mityczny potwór przypominający ogromnego węża. Wykluwa się z jaj złożonych przez siedmioletnie koguty. Potrafi bez trudu zmieniać swoje rozmiary. Nazywany jest królem węży, a jego sława sięga nawet świata mugoli, którzy bardzo rozbudowali jego postać.
Jest śmiertelnym wrogiem pająków. Bazyliszek obawia się jedynie kogutów, gdyż ich pianie jest jedynym czynnikiem zdolnym doprowadzić go do śmierci. Jego spojrzenie jest śmiertelne dla każdego kto ujrzy jego żółte, gadzie oczy.

Sophie od razu sięgnęła do torby, ale jej palce natrafiły jedynie na czarny dziennik. Przed wyjściem z dormitorium wypakowała z niego wszystkie niepotrzebne pergaminy i podręczniki. 
- Potem użyję zaklęcia czyszczącego - szepnęła do siebie.
Otworzyła dziennik i zrobiła krótką notatkę o bazyliszku. Już miała odnieść Niesamowite Potwory, ale notatka przykuła jej uwagę. Zaczęła blaknąć, a potem po prostu zniknęła. Na jej miejscu po chwili zaczęły pojawiać się litery, jakby ktoś ukryty pod peleryną niewidką tam pisał. Machnęła ręką przez puste miejsce na krześle dla upewnienia, ale w nikogo nie trafiła.

Skąd wiesz o Bazyliszku?

Sophie kierowana odruchem zatrzasnęła dziennik i wrzuciła go do torby. Nie znała jeszcze najlepiej magii, ale wiedziała, że tak zaawansowaną jej dziedziną zdecydowanie nie powinno się zajmować w  publicznym miejscu, jakim jest biblioteka.
W dormitorium Sophie udawała, że jest zmęczona, więc szybko się położyła, dokładnie zasłaniając swoje łóżko kotarami, po czym wyjęła czarny dziennik. Dopiero teraz zauważyła niewielkie złote litery na dole okładki. Tom Marvolo Riddle.
Była pewna, że nikogo takiego nie było w pierwszych klasach, a dziennik nie mógł leżeć w klasie od transmutacji od wczoraj, bo skrzaty zawsze dokładnie sprzątały sale wieczorem i rano.
Otworzyła dziennik na pierwszej stronie i przez chwilę przyglądała się kartkom, ssąc końcówkę pióra.

Witaj, Tom. - napisała w końcu. - O Bazyliszku wiem z książki, co zapewne podejrzewasz, bo nauczyciele przeważnie nie rozmawiają na lekcjach o mitycznych stworzeniach.

Czemu szukałaś informacji o Bazyliszku?

Sophie odpisała mu od razu.

Spotkałam Jęczącą Martę, która opowiadała o swojej śmierci. Wspomniała o wielkich, żółtych oczach i Komnacie Tajemnic, która została ponowne otwarta w Noc Duchów. Jestem Krukonką, więc połączyłam to co usłyszałam i przeczytałam w jedną całość i teraz jestem pewna, że jeśli ta cała sytuacja z Komnatą jest prawdziwa, straszliwą grozą, o której wspomniał profesor Flitwick jest własnie Bazyliszek.

Jak przystało na Krukonkę inteligencji ci nie brak. Ale nie przedstawiliśmy się sobie. Jestem Tom Marvolo Riddle, czego już zdążyłaś się dowiedzieć. Ślizgon, klasa szósta.

Rozmowa z Tomem zaczęła ją ciekawić, chociaż nie wiedziała właściwie dlaczego. Dziennik był przyciągający i zdawał się być niebezpieczne, ale również i przyjazny. Jakby Tom, który w jakiś sposób zaszczepił w nim kawałek siebie, miał dwie sprzeczne ze sobą natury. I chyba to tak bardzo przyciągało.

Sophie Alice O'Connor, Ravenclaw. To mój pierwszy rok. Wybacz, że się pytam, ale ty chyba nie jesteś aktualnym uczniem Hogwartu, prawda?

O'Connor? Jak William O'Connor? Był rok wyżej, kiedy chodziłem do Hogwartu pięćdziesiąt lat temu.

Zatkało ją, ale tylko na chwilę. Ten chłopak musiał być geniuszem, skoro jako szesnastolatek stworzył ten dziennik działający tak długo. Wzmianka o wujku wywołała u niej uśmiech - nieczęsto go widywała, a był naprawdę fascynującym człowiekiem.

To mój wujek. Ale widziałam go ostatnio dwa lata temu, bo mieszka na Syberii i bada środowisko naturalne Białych Smoków Syberyjskich. 
Swoją drogą, musiałeś się wyjątkowo natrudzić robiąc ten dziennik. To niesamowita magia, ale nigdy o takiej nie słyszałam. Zaklęcia nałożone na obrazy wydają się być podobne, ale to jedynie iluzja i narzucone zachowania, a z tobą można rozmawiać jak z żywym człowiekiem.

To prawda. Zaklęcia założone na ten dziennik są... bardzo specyficzne i jesteś nieco zbyt młoda by je zrozumieć. Wystarczy ci wiedzieć, że jestem wspomnieniem. 
Twój dziadek jest bardzo specyficznym człowiekiem. Często rozmawialiśmy, ale brakowało mu jakiejkolwiek ideologi, zawsze zainteresowany był smokami i swoją dziewczyną - Maye. 

Ideologia nigdy nie była popularna w jej rodzinie. Rodzice i dziadkowie nie wspierali żadnej ze stron i uważali, że każda ma swoje ciemne sprawki, w które oni nie chcą się mieszać.

Nawet nie wiem, czy kiedykolwiek byłabym w stanie je opanować. W praktyce z zaklęciami jakoś sobie radzę, ale teoria jest dla mnie jak czarna magia...

Czemu uważasz, że czarna magia jest trudna? Spotkałaś się z nią kiedykolwiek?

W sumie, to nie, ale wszyscy tak mówią. Zresztą wszystkie książki o czarnej magii są w Dziale Ksiąg Zakazanych.

Wiesz, nie można się porównywać do wszystkich. Jeśli będziesz sobą i podkreślała swoją wyjątkowość, wybijesz się z szarej masy.

Masz rację, oczywiście, ale nie czuję się lepsza od innych. Znaczy jestem najlepsza w klasie z transmutacji  -zawahała się na chwilę. Czuła respekt do tego nastolatka, mimo że był tylko wspomnieniem. Ale nie wydawał się być już tak niebezpieczny, jak na początku. Raczej fascynujący. A dokładniej, jego wiedza była fascynująca. - A ty miałeś jakąś swoją słabą stronę? 

Nie.

Nawet się nie dziwię.

Ale nauczyciel od transmutacji za mną nie przepadał. We wszystkich moich słowach widział ukryte złe zamiary.

Chyba nie miał racji, prawda?

To był paranoik, który nie potrafił zrozumieć moich motywów. Wróżył mi zły koniec.

I co? Co się teraz z tobą dzieje? Jesteś jakimś sześćdziesięciosześcioletnim staruszkiem, który zapomniał, że kiedykolwiek zrobił zaczarowany dziennik?

Aktualnie jestem nieco mniej żywy niż chciałbym być, ale o dzienniku nigdy nie zapomnę. Są w nim wspomnienia mojego szesnastoletniego ja. I kilka najważniejszych wydarzeń z czasów późniejszych. Niestety, nie wiem, co dokładnie robiłem po ukończeniu Hogwartu.

Mniej żywy? Może spróbuj tego, co Sam Wiesz Kto w zeszłym roku.

Uśmiechnęła się. Tom zapewne nawet nie wiedział, co takiego robił największy czarnoksiężnik XX wieku, skoro od pięćdziesięciu lat jest zamknięty w dzienniku.

Lord Voldemort popełnia błędy, których ja bym nie popełnił. Stracił szerokie spojrzenie na świat i trzyma władzę jedynie strachem, nie wiedzą, jak powinien - z tych słów bił silny gniew. - Zbyt zatracił się w czarnej magii. Gdybym ja został Czarnym Panem, patrzyłbym na błędy Voldemorta i ich nie popełniał.

Nie straciłbyś nosa? 

Zachowałbym go. Wiesz, bycie przystojnym też wiele potrafi zdziałać. Szczególnie u kobiet.

I niektórych mężczyzn.

Dopiero po napisaniu tego, zorientowała się, że pięćdziesiąt lat temu homoseksualizm nie był raczej popularny i nie powinna z tego żartować. Szczególnie, że nawet teraz w Anglii było to nieco problematyczne zagadnienie.

To prawda - miała wrażenie, że się uśmiechnął, chociaż ciężko było to stwierdzić po zwykłym tekście. - Ale twoja reakcja jest dość dziwna. Mówię o zostaniu Lordem Voldemortem, a ty  myślisz o nosie.

Roześmiała się cicho, żeby nie zaalarmować współlokatorek.

Rzeczywiście. Ale nawet nie wiem ile Sam Wiesz Kto ma lat, ani kim był.

Ja mógłbym nim być.

Zdziwiła się, ale wiedziała, że miał rację. Voldemort zaczął działalność po erze Grindelwalda, a skoro Tom był w szóstej klasie pięćdziesiąt lat temu, skończył Hogwart w 1944 roku. No i był Ślizgonem, więc rzeczywiście mógłby być najstraszliwszym czarnoksiężnikiem tego wieku.

Teoretycznie tak. Ale w książkach czytałam, że był on okrutny i nieobliczalny. Ty zdajesz się kontrolować wszystkie swoje czyny. Nie wierzę, by cokolwiek mogło tak zmienić człowieka.

Może masz rację Sophie. Ale teraz idź już spać. Porozmawiamy później.

I zasnęła. Nie odłożyła nawet dziennika pod poduszkę. Zupełnie jakby Tom rzucił na nią zaklęcie usypiające. A śnił jej się blady, czarnowłosy chłopak w szatach Slytherinu. Uśmiechał się z wyższością, a na jego piersi połyskiwała odznaka prefekta. Był naprawę przystojny i Sophie zrobiła się pewna, że Tom, bo nim najpewniej był ten chłopak, nie mógł zostać Voldemortem. Nawet mimo tej aury władzy i powagi, która go otaczała, wydawał się być normalnym chłopakiem. Ale jakaś część jej świadomości podpowiadała jej, że Tom nie jest dobry i nie można mu ufać. Więc posłuchała się swojego zdrowego rozsądku. Przez ostatnie jedenaście lat bardzo rzadko ją zawodził. I tym razem musiał mieć rację. 
Sophie była Krukonką, Riddle był jej potrzebny do zdobywania wiedzy, nie zamierzała traktować go jak żywy pamiętnik, miała rodziców i przyjaciół, którzy zawsze chętni byli ją wysłuchać, a opinia cynicznego szesnastolatka była ostatnim, na czym Sophie mogłaby polegać.

~*~

Przynajmniej ten rozdział już skończony dawno i nie muszę się zabijać byle tylko go skończyć przed terminem :D
Jako, że jutro pierwszy dzień świąt, znając życie będę zajęta przez cały dzień, więc rozdział leci do was nieco wcześniej ^^
Z okazji świąt życzę wam wszystkim szczęścia, zdrowia, smacznej Wigilii i bogatych prezentów oraz, co najważniejsze, weny! I niech Moc będzie z Wami!



5 komentarzy:

  1. Jaaawaa! Jezu,jakie to jest cudne! Mega,mega, mega mi się podoba! Szczególnie ta rozmowa z Riddle'm jest taka aqjwhhsjaisjs!! Mega, mega mi się podoba! Aż sama mam ochotę coś napisać w tych latach, ale sama wiesz... Duties... I ty jedna wiesz,co się stanie z Clar tam,hihihi xd
    No,także ja Ci życzę wesołych świąt i duuużo weny na takie cudeńka ^^
    Sonia <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć. Genialne opowiadanie! Lubię sobie roić spoilery co jest dziwne bo nie wielu to lubi ale tak. Ja lubię i już wiem mniej więcej co i jak xD Poczytam w najbliższym tygodniu.
    Jak się cieszę,że jest więcej blogów dzie głównymi postaciami to te wymyślone przez siebie.
    Ps. Chamska reklama już czeka w SPAMIE ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha XD Now martw się, SPAM jest od tego :D
      Swoją drogą, spoilery to moje życie xd

      Usuń
    2. XD Lecz...czemu sie martwic? Wybacz ale jest wczesnie i jeszcze nie wiele kapuje ;)

      Usuń
    3. Znaczy...czemu nie mam sie martwic. To chcialam napisac ;)

      Usuń